Oczerety w Rudzie Śl.

Oczerety w Rudzie Śl.

Są szczyty gór...
Na wyciągnięcie ręki , tak blisko!
Gdzie sowa huknie głosem jałowym
Spod pnia...głucho i nisko...
I morskie fale, gdzie brzegów cokół
O krok do przodu
Gdzie krzyknie mewa głosem płaczliwym
Głosem jak sokół...
Są gdzieś riwiery, salony i kabarety
- A ja mam tylko oczerety...
I głosów ludzi brak tu wokół
I głosów ludzi brak tu niestety...
Żółto, daleko - wielkie przestrzenie
O wiele dalej niż rzut kamieniem
Złoto traw w sierpniu rośnie słońcami
- Jestem tu, w środku...w tym złotym łanie...
Niech mnie omami!
I jestem tutaj...w sobie i ...sama
-Smutna..., a cisza jest tu całkiem nieznana!
Cisza jest tu słowami nieopowiedziana
Wszystko tak brzęczy śpiewem dookoła
- Mucha czy szerszeń, osa czy pszczoła...
Ruszaniem skrzydeł i ptasim odzewem...
Wszystko to brzęczy pod jednym niebem!
Ja patrzę na to z boku...
Ja patrzę na to jakby z gniewem
W jednym oku...
A w drugim ze śmiechem...
Nagle! Nie zrobię ni kroku!
Bo jestem..., lub nie wiem...
Bo jestem tutaj jakby niechciana
Obca tym wszystkim kwękom-dźwiękom ...
Śpiewanym od samego rana...
Do tego jeszcze cykają świerszcze
- Głosem jak strun wieszcze
- Głosem wieczystym, tak uroczystym...
Aż w głowie wierci...
Wieszczą i wieszczą..., tiku-tik, szur-tak, szur-nie..., tuk-tak...
A ja w pamięci, tu...jak jakiś ptak!
Pomimo mych chęci pustkę mam...
I myśli zbędnych plik wymazać muszę!
I myśli pęk....do usunięcia!
Żółty ocean...niech mnie oczyszcza i resetuje...
Aż myśli swoich już nie poczuję!
W obecnych tu dźwiękach...
Wiersze są tylko dla mnie
- Nikt ich nie słyszał
- Nikt ich nie czytał
- Nie przeklął marnie!
Jestem posłuszna swemu losowi
- Idę i moknę od mokrych szczytów traw
- Tonę w nich...po głowę, po szyję, po pas...
- Nie mam, to nie mam...
- Umrę, to umrę - taki jest czas!
Z głową w żółtym czadzie, w złocie sierpniowym
Z oczami żółtymi od kwitnącej powodzi...
"Na żółto" ...oszalał świat ...i ja...
- Co tutaj robię?
- Wylałam swą "żółć"...
Tam, gdzie ona rośnie, brzęczy i trwa...
- Trwa w swej złotej poświacie...
Co roku na nowo wciąż trwa...ten złoty ocean traw!
- Ten złoty łan..., rosnący nad rynsztokiem...
Gdzie zieloność zakwitła złotem...
Przekwitnie brązem i miedzią...
Obrośnie seledynową śniedzią...
Gdzie na zniszczonych terenach kępy wysokich traw...
Gdzie złota cisza i głosów ludzkich brak...
- Trawa jest wieczna... i szybko rośnie tak!
I ona wszystko przetrwa!
I zło...i wojnę...i serca brak!
- Idę i myślę tak bezkarnie...
Brzegiem strugi, co spływa marnie
- A ja mam tylko oczerety i ludzkich głosów brak niestety...