ogrody naszych matek
tygrzyki mącą lawendową ciszę
świt stąpa na palcach
najgłośniej przemawia zapach
o liście opierają się myśli i samotność
czasem całe niebo opada czułą kołdrą
wiatr i deszcz
nie wystarczy że jest pięknie
tu muszą pomieszkiwać anioły
a nawet wróżki
konstelacje barwnych rabatek
uśmiechają się do leśnych pszczół
i motyli
kiedy zachoruje syn przyjaciółki
gdy zdechnie pies
umrze mąż sąsiadki
matki ryją jak nornice
w grządkach zakwita smutek
czasem piwonie pod wieko trumny
ale to wszystko mimo wszystko
przepowiada urodzaj
najważniejsze by nie brakowało chleba
miłości gnieżdżącej się
jak mszyca w liściach bobu
by nie można było jej wyplenić
żadnymi domowymi
wszelkimi sposobami
a kiedy córki przyjeżdżają z miast
w mechanicznych karocach
zagubione księżniczki fitness
dzwoniące pandorkami
stukają szpilami z kokardą
świergoczące małą i wielką sprawą
uśmiech matek zakwita najpiękniej
zastanawiają się kiedy one urosły i dojrzały
opuszczają gniazda jak szpaki
zostawiając bałagan
pluszaki na infantylnym półkotapczanie
rozgrzebane zeszyty pamiętniki listy pocztówki
zeschłe róże
podrzucają dziecko abo kota na weekend
odwracają twarze w stronę słońca
niczym leśne pszczoły
oklejając pyłkiem groteskowe nóżki
posag jak miód scukrzony na kość
odkurzacz komplet garnków dzbanek żakiet
dojrzewający smutek
tymianek rozgrzany w południe
zeschłą miętę szałwię lubczyk
fioletowe latawce irysów
marzenia przyprawione cebulą i odrobią rozczarowania
jaskry droższe od złota
po burzy wszystko pachnie inaczej
cierpią jedynie kwiaty we włosach
poszatkowane szerokie liście rabarbaru
to dobry pretekst
by upiec drożdżowe ciasto
Małgorzata Bobak