Góry Pieprzowe

Góry Pieprzowe

Słuchając legend ziemi sandomierskiej

Po wycieczce organizowanej przez klub „Amicus” do Opatowa, Ujazdu i Sandomierza oprócz pozytywnych wrażeń i pięknych wspomnień pozostały mi jeszcze zdjęcia i książeczka o legendach tych ziem. Chciałabym przybliżyć jej treść, jak i podzielić się refleksjami z tej podróży.
Legendy dotyczą zamierzchłej przeszłości, ale jak magnes dziś przyciągają turystów nawet do mało malowniczych miejsc. Ziemie sandomierskie należą do malowniczych i nastrojowych, ale dziś to za mało, aby przyciągnąć rzesze ludzi. Potrzebny jest pewien atrakcyjny wabik i taką rolę spełniają starodawne podania. Uważam, że warto pisać i popularyzować wiedzę o tym regionie, bo jest tam wiele miejsc wartych zobaczenia oraz niespotykana atmosfera mieszczańskiego miasta, którą widać w kolejnych wcieleniach historycznych na fasadach urokliwych kamieniczek czy we wnętrzach bogato zdobionych kościołów. Ziemie te od najdawniejszych czasów (Sandomierz ma tysiącletnią tradycję miejską), należały do zamieszkanych i odwiedzanych, najpierw przez kupców i posłów, potem przez pielgrzymów i szlachtę. Kolejni przybysze od początku pomnażali urok tych miejsc. Opisywane regiony od zawsze leżały na szlakach handlowych, dlatego ich rozwój był dynamiczny, a dawną świetność widać do dziś i to nie tylko w muzealnych enklawach. Współcześnie ciągną tu głównie wycieczki szkolne, a szkoda, że tylko one, bo ziemie te zasługują na docenienie podobne, jakimi cieszą się pobliskie Kazimierz i Lublin. Warto podkreślić, że tereny te położone są stosunkowo blisko od Warszawy, posiadają ciągle rozwijającą się bazę turystyczną i dużo atrakcji dla zwiedzających. Muzea umiejscowione w starych zamkach, dworach czy rynkach są przyjazne turystom, niejednokrotnie prezentują nowoczesne podejście do prezentowania zbiorów, dlatego można nie tylko zrobić zdjęcia (czego zabrania się w większości muzeów), ale i dotknąć lub przymierzyć eksponat. Oprócz tradycyjnych muzeów można zwiedzić również podziemia i poznać czar lessowych wąwozów lub gór pieprzowych. Tak więc bogactwo rozmaitości Wyżyny Sandomierskiej sprawi, że każdy piechur odnajdzie ciekawy szlak turystyczny, spragniony historycznego kolorytu zobaczy artyzm eksponatów o różnorodnym przeznaczeniu i funkcji oraz odbędzie wycieczkę poglądową po wszystkich stylach architektonicznych, które cechują zabytki na tym terenie. Złakniony odpoczynku znajdzie spokój nad zielonymi brzegami Wisły lub ukoi nerwy wśród leśnego krajobrazu, pielgrzym zaś znajdzie nastrój do modlitwy w klasztornych kościołach.
To, co wyróżnia te miejscowości spośród innych, to udostępnione zwiedzającym podziemia, pełniące niegdyś rolę składów handlowych. W plątaninie podziemnych korytarzy można nie tylko zobaczyć ślady wytężonej pracy pokoleń, ale i usłyszeć legendę zaklętą w westchnieniu skał. Sandomierskie podziemia nawiedzane są przez białą damę – ducha dzielnej Haliny Krępianki, która podczas najazdu tatarskiego ocaliła miasto. Dzięki swojemu sprytowi i odwadze udało jej się przekonać Tatarów, że zaprowadzi ich podziemnymi lochami aż do miasta, aby mogli je w ten sposób zdobyć. Swoją pomoc im uzasadniała niechęcią do mieszkańców miasta, którzy podobno bardzo jej dokuczyli. W istocie był to wybieg, który miał na celu zwabić Tatarów do podziemi, aby w ten sposób złapać ich w pułapkę. Kiedy wrogowie weszli do korytarzy, wójt Sandomierza razem z rycerstwem polskim zasypał głazami wejście. Tak zginęli Tatarzy, a także dzielna Halina, która może być symbolem nie tylko patriotyzmu i męstwa, ale i przykładem indywidualnego poświęcenia dla idei, o które dziś trudno. Sądzę, że to piękne podanie może współczesnym ludziom wskazać cel dążeń zanim zatopią się w fotelu przed telewizorem. Rzecz nie w tym, żeby ginąć jak dzielna Halina, ale aby wyznaczać sobie wzniosłe i szlachetne cele służące społeczności (zwłaszcza lokalnej), umieć dostrzegać problemy i pokonywać trudności, działać na rzecz tradycji i zachowania dziedzictwa narodowego. Los Haliny był tragiczny i skrajny, ale wymiar jej poświęcenia powinien przemawiać do nas. Teraz nie muszą być to tak dramatyczne czyny, chociaż dla niektórych życie bez pilota w ręku to trudne zadanie. Że tak może być, pokazują działania lokalnych animatorów kultury w Sandomierzu i okolicach, którzy dbają o zachowanie pamięci i podtrzymują żywotność tradycji, troszcząc się o los zabytków i kultury. Takim człowiekiem niewątpliwie jest kustosz Zbrojowni w Sandomierzu, który nie tylko stworzył wspaniałą kolekcję, o której potrafi ciekawie i przekonująco opowiedzieć, ale i dba o zachowanie zwyczajów szlacheckich. Stara się on odtworzyć wygląd i świetność chorągwi sandomierskiej poprzez jej wskrzeszenie i kultywowanie kultury rycerskiej tych ziem. Sekcja rycerska od lat organizuje średniowieczny Turniej Rycerski o Miecz Zawiszy Czarnego, który pochodził z tych stron, oraz XVII-wieczny turniej o szablę Krzysztofa Baldwina Ossolińskiego, a w sezonie turystycznym prezentuje pokazy musztry i zmiany warty, jak również organizuje pokazy tańca dawnego. Dzięki takim ludziom, gotowym wstać od telewizora i coś zrobić na rzecz lokalnej społeczności, lekcje historii przemawiają do nas żywiej i ciekawiej. Przekonuje on swoją postawą do czynów, tak jak niegdyś dzielna Halina. Dzięki temu myślę, że warto na nowo odczytywać dawne podania, bo sensy przez nie generowane są dla nas uchwytne i możliwe do naśladowania. Nie na darmo duch dzielnej Haliny pojawia się do dziś w sandomierskich podziemiach, przypominając wymiar indywidualnego poświęcenia dla spraw społecznie ważnych, bo tak jak wtedy jest to ciągle aktualny problem. Dla tych, którzy skłonni są wyruszyć, aby spotkać tę białą damę, trzeba powiedzieć, że duch okaże się bliższy i bardziej osiągalny, kiedy współcześnie podąży się jej śladem i wypełni się treścią przesłanie jej losów.
Innego rodzaju jest kolejna opowieść o następnej białej damie, która bawi na zamku „Krzyżtopór” w Ujeździe. Podanie to bardziej zgodne jest ze współczesną atmosferą kulturalną przesyconą uczuciem, romantyzmem i piętnem indywidualizmu. Sam zamek nawet bez jego legend wygląda jak przeniesiony z innej rzeczywistości, jakby ze snu, czy baśni. Położony na wzgórzu pośród pól i łąk w niewielkiej wsi wygląda niesamowicie, jego monumentalna fasada nadgryziona przez czas i popadające w ruinę wnętrza każą myśleć o dniach minionej świetności. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia zamkowe trudno nie zobaczyć oczami duszy kłębiącą się w korytarzach brać szlachecką, w salach damy i arystokrację na uroczystym balu, a w lochach wytaczane przez służbę beczki wina i wiszące na hakach mięsiwo zdobyte na polowaniach. Na murach spotykamy walczących obrońców tego zamku, którzy dzielnie, choć nieskutecznie, bronili się przed atakiem Tatarów. Zamek wydaje się tętnić życiem, choć to życie minione. Mury zamkowe mogą przekazać niejedną ciekawą historię, a obecność ich historycznych mieszkańców jest odczuwalna. Atmosferę dawnych wieków jak nigdzie czuje się tu na każdym kroku. Jak przekazują zamkowe dzieje, duchy są tu obecne. Ja opowiem o jednym, ciekawym innych legend polecam wyprawę do Ujazdu. Biała dama ukazująca się na głównej wieży zamku w Ujeździe księżycową nocą to duch Izabeli Denhof, kuzynki właściciela zamku Krzysztofa Ossolińskiego. Panna Izabela była niegdyś niezwykłej urody dziewczyną. Kochało się w niej wielu, w tym i niejaki Karol, przystojny młodzieniec, który pewnego razu zdobył się na śmiałość i zagadnął pannę Izabelę. Niestety, jego wysiłki, aby zainteresować swoją osoba dziewczynę spęłzy na niczym, choć - jak się później okazało - nie do końca. Jednak po pierwszej próbie zagadnięcia Karol został wyśmiany i odrzucony. Wyruszył więc na wo...

dodane na fotoforum: