Sandomierz ul. Mokoszyńska

Sandomierz ul. Mokoszyńska

.. Mamy w Sandomierzu kilka figur, stojących wśród domów naszych. Co one znaczą? Zatrzymam się najpierw przy tej, która stoi na wzgórku przed bramą Opatowską. Jest to kolumna okrągła, postawiona na szerokiej podstawie; na kolumnie, jakby domek malutki, nad nim daszek i krzyżyk. Postawiono ją tutaj niemal trzysta lat temu. Na jaką pamiątkę? Nie wiadomo. Nic pod murami Sandomierza nie zaszło tak ważnego, żeby wystawiać figurę. Zdaje się, najprawdopodobniej było tak, że stała tu w tym miejscu stara figura, ale już się przez wiek zniszczyła, usunięto ją, a na jej miejsce postawiono nową. Sądzimy tak dla tego, że właśnie ze starych dziejów wiadomo, że pod bramami miast stawiano dawniej figury z latarniami, aby podróżnym z daleka wskazać drogę do bramy miejskiej. Było to bardzo potrzebne przy dawnych nie uporządkowanych drogach, a zwłaszcza przy różnych górach i wąwozach, jak tutaj pod Sandomierzem. Figura nasza ma na kolumnie domek; ten domek dawniej bywał pusty, stał na czterech kolumienkach, a w środku miał umieszczoną latarnię, którą codziennie stróż bramny zapalał wieczorem. Latarnia taka przed bramą miasta była jeszcze dawniej potrzebna dla tego, że wskazywała podróżnym miejsce trędowatych. W dawnych czasach, jakie sześćset, pięćset lat temu szerzył się w Europie trąd, okropna choroba nieuleczalna: ciało dostawało plam, potem gniło i odpadało. Trędowatych było dużo w każdym kraju. Co z nimi robić? W mieście sieliby zarazę. Więc za murami miasta, w pewnem oddaleniu, urządzono dla nich wspólne pomieszkania lub oddzielne domki. Kto w mieście zachorował, chociażby najbardziej kochany, chociażby najznaczniejszy, musiał uchodzić pod karą śmierci za miasto. Tu rodziny, znajomi przynosili pożywienie i odzież. Kładli w pewnym miejscu wyznaczonem: chorzy przychodzili później i zabierali. Smutna była dola tych ludzi. Społeczeństwo ich usuwało z pośród siebie za mury miasta: może z bólem, ze łzami, ale musiało, by zarazy straszliwej nie szerzyć dalej. W nocy nad ich szpitalem świeciła latarnia, by podróżny omijał to miejsce nieszczęsne. Jeżeli się spóźnił, przyjechał już po zamknięciu bramy, by nie tu, lecz dalej, z drugiej strony szukał gospody i noclegu.

Niekiedy takie figury-latarnie, w owe dawne czasy, służyły ludziom wędrownym za drogowskazy - od miasta do miasta. W nocne zimowe zadymki, wśród pustej drogi, gdzie ani słupa wiorstowego, ani telegraficznego, takie figury z latarnią na wierzchu zapaloną, okazywały wielką usługę: wskazywały drogę, strzegły przed zbłądzeniem, a zbłądzenie wówczas, to pożarcie przez wilki. Stawiali więc ludzie figury z krzyżykiem Bożej Męki na szczycie i z błogosławionem światełkiem latarni. Może i nasza jest jedną z długiego szeregu - bo oto niedaleko, pod Mokoszynem mamy drugą; dalej pod Buczkiem spotykamy taką samą trzecią, a pod Zawichostem czwartą, może więc one w dawne czasy jakiś trakt znaczyły. Ale wszystko się zmienia. Był czas, że takie figury-latarnie stawiano i pilnie światło w nich dla dobra ludzi podtrzymywano. Później: może jedna, druga popsuła się, przewróciła; może tu i owdzie zaniedbano zapalać lampki... i zwyczaj, choć taki chwalebny, ustał powoli. Figury popsuły się, niszczały. Gdzie była poczciwa myśl, gdzie był kto dbały, postawił nową i jak często bywa, na podobieństwo starej. Ale już domek na kolumnie zamurował cały, bo już latarni wcale nie palono.

dodane na fotoforum: