Kotewka na Wisełce

Kotewka na Wisełce

Zachowały się źródła historyczne z XIX wieku, m.in. z Ordynacji Lubomirskich w Charzewicach w Puszczy Sandomierskiej, z których możemy się dowiedzieć, że okoliczni chłopi odrabiali pańszczyznę i płacili czynsze, zbierając orzechy kotewki. Tak jak w Chinach część orzechów mielono na mąkę, którą dodawano przy wypieku żytniego chleba lub pieczono z niej ciastka. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu orzechy wodne można było kupić na jarmarkach odpustowych. Sprzedawano je w papierowych rożkach, tak jak dzisiaj fistaszki w polewie karmelkowej. Kotewkę można było nabyć w dwóch postaciach – w łupinie albo obraną. Jeśli jakiemuś kawalerowi podobała się dziewczyna, kupował taki rożek z nieobranymi orzechami i ostrym kozikiem przecinał ich zdrewniałe okrywy od szyjki aż do nasady. Wydłubywał rdzeń i podawał go prosto do ust wybranki. Jedni chłopcy podawali orzechy na ostrzu noża, inni strzelali nimi wprost do buzi ukochanej. Rytuał ten wyrażał najgłębiej skrywane uczucia – od „podobasz mi się” do „kocham cię”.

Owoce kotewki były zwane także żydowskimi orzechami, ponieważ cieszyły się wielką popularnością u polskich Żydów. Sandomierscy kupcy żydowscy przed 1939 rokiem lepiej płacili za 25 kg orzechów kotewki niż panowie za dzień pracy w polu. Dwóch silnych mężczyzn w ciągu jednego, pogodnego dnia mogło zebrać nawet 200 kg orzechów!

dodane na fotoforum: