Żółty słomkowy kapelusz,
kapota wiatrem podszyta,
niby tak stoi bez celu
wśród łanów owsa i żyta.
Lecz niech tu tylko przylecą
wróble, jak stado szarańczy,
by ziarnek dziobnąć co nieco,
on wnet się z wiatrem roztańczy.
I machać będzie kapotą,
wciąż groźne miny im strojąc,
straszyć, bo właśnie jest po to.
A wróble? Nic się nie boją!