Pewnego jesiennego dnia na warszawskiej Starówce ujrzałam tę Panią. Karmiła ptaki. One zaś co chwilę wzbijały się lekko w górę, machając skrzydłami, jakby chciały zatańczyć przed nią swoje ptasie dziękczynienie.
Pomyślałam sobie wtedy, że ta Pani musi mieć w sobie niesamowity spokój. Może się mylę, ale ona tak wyglądała wtedy. I zazdrościłam jej tego.