Lili

Lili

Lili – jest u mnie druga dobę. Ma chorą łapkę, trudno nazwać chorą, bo wygląda na to, że jest zmiażdżona. Musiała przejść gehennę. Prawdopodobnie była katowana. Wystraszona, boi się prawie wszystkiego. Nagłych ruchów, głośniejszej mowy. Pierwszej doby bała się nawet dotyku. Nie podejdzie do jedzenia dopóki nie wyjdę z kuchni. A nawet jak idzie do kuchni a chciałabym ją pogłaskać, ucieka. A jak już jest w tej kuchni to prawie rzuca się na jedzenie. Chociaż dzisiaj jest już lepiej. Fakt jest bardzo chuda, kości powleczone skórą i tymi ślicznymi włoskami. Nikt nie wie co ona przeszła, jedynie tylko ona i Pan Bóg, no i oczywiście ten s….syn co ją tak maltretował. Boi się np. wyciągniętych do siebie rąk i powiedzenia choć do mnie. Nie przytuli się, chociaż da się wziąć na ręce. W schronisku była jakiś miesiąc, ale nie nadawała się, nie przeżyła by tam. Trafiła do Domu Tymczasowego i tam przebywała również miesiąc. Od 2 stycznia jest u mnie i już zostanie. Chociaż wiele cierpliwości trzeba będzie jej poświęcić. Mam wynik rentgena tej łapki. Jutro pojadę z tym wynikiem do weta zobaczymy czy da się coś z tą łapką zrobić. No i koszt. Jak będzie bardzo duży to część, może pokryje fundacja. A jeszcze jest pytanie, czy da się tą łapkę naprawić.

dodane na fotoforum: