Nocą cichaczem pojawił się siarczysty mróz i skuł przyrodę lodowatym uściskiem.
Opatuleni jak kukiełki krążyliśmy rankiem po lesie, pilnie wypatrując tropów. Nieskazitelna śnieżna biel jest jak otwarta książka, nic się nie ukryje.
Sarny drobnymi raciczkami próbowały na skraju pola dostać się do oziminy. Przez środek białej teraz oranicy człapał łoś. Wokół chwaścików, porastających leśną polanę, drobne ślady zdradziły jakiegoś maleńkiego gryzonia.