****

****

...
Moje pokolenie pamięta Kościół z lat 80. Kościół przyjazny ludziom, otwarty na dialog, wspierający wiernych w trudnych chwilach, bo przecież "trudno nie wierzyć w nic". Kościół odważny i dający wiarę na lepszy świat. Pomagający w stanie wojennym podziemnej opozycji.

To już historia. Jak się teraz okazuje mocno przesłodzona. Jednak dziś w czasach zarazy przydałoby się trochę takiego Kościoła z sercem, który ludzi będzie wspierał. Niósł pociechę i oparcie. Tymczasem polski Kościół jako instytucja sam zdegradował się do przykrej roli przybudówki partyjnej. Szczekaczki do naganiania wyborców dla PiS. Kościelna struktura przypomina obecnie dobrze zorganizowaną korporację kryjącą przestępców pedofilii, pazernych na wpływy, kasę i wszelakie dobra cwaniaków, którzy potrafią wystawiać Polsce tylko rachunki za dawne zasługi i za coraz mniej świętego Jana Pawła II.

Jest oczywiście dylemat czy papież wiedział o skali nagannych procederów wśród najwyższych hierarchów, czy nie miał o tym pojęcia. Jeżeli wiedział i krył to nie jest święty, a jeśli nie miał pojęcia, to był biednym, zagubionym człowiekiem, którego kiwano i oszukiwano jak naiwnego pięknoducha. W obu przypadkach papież jest niestety przegrany.

Kardynał Dziwisz, który w filmie dokumentalnym "Don Stanislao" Marcina Gutowskiego zasłania się nie pamięcią, był jak wynika z zeznań licznych świadków, kluczową postacią w tuszowaniu skandali seksualnych na najwyższych szczeblach kościelnych struktur, pobierającym opłaty i haracze za dostęp do papieża. Jednym z watykańskich księgowych diabolicznej postaci Maciela Degollado (założyciela wpływowego zakonu i przestępcy pedofila).

Mam wrażenie że Kardynał i podobni mu "dostojnicy" już dawno zdradzili nie tylko samego papieża i wszelkie zasady moralne, ale przede wszystkim Boga, któremu niby służą. Bo Pan Bóg (jeśli istnieje, a tego przecież do końca nie wiemy) nie trzyma raczej z tymi, którzy ukrywali i tuszowali pedofilię? Tak przecież wynika z całej nauki o nim. Bóg nie popiera krzywdzenia dzieci. Chyba, że wierzymy w takiego Boga, który się na to godzi. To już wówczas lepiej zostać ateistą i mieć dylemat z głowy.
Wielu z nas wątpi, a wierzy z przyzwyczajenia. Bo tradycja i rodzice, bo babcia z dziadkiem, bo dzieciak idzie do komunii czy bierzmowania. Tli się w nas ten ogień, ale słabo. A biskupi robią wiele, aby go zupełnie zgasić. I ciągle wierzymy wszyscy w tych nielicznych księży, którzy są wspaniali. Którzy nie traktują wiary jak maszynki do zarabiania pieniędzy. Zapewne są i tacy i sam znam kilku. Ale wiara w nich w obliczu UPADKU, który dzieje się na naszych oczach jest coraz słabsza.

(komentarze wyłączone)