****

****

...
A popatrzmy na sprawę formalnie: Kto jest właścicielem „Srebrnej”? „Instytut”. A kto jest właścicielem „Instytutu”? Nikt, bo to fundacja. Właściciela nie ma. Choć ktoś na końcu zostaje z pieniędzmi.
Powtórzmy za Wikipedią dzisiejsza strukturę udziałów w spółce „Srebrna”: „Głównym udziałowcem spółki Srebrna jest Instytut im. Lecha Kaczyńskiego, który posiada 5883 udziały. Dwa udziały w spółce posiada Barbara Skrzypek (wieloletnia sekretarka Jarosława Kaczyńskiego, a wcześniej też przez lata generała Michała Janiszewskiego, członka WRON), a jej syn jeden udział. Łączna wartość udziałów w spółce Srebrna wynosi 11,766 mln zł.”

Zauważmy tu bardzo sprytny mechanizm rozmycia własności. O ile klasyczni gangsterzy zapisywali majątki na żony, matki, kuzynów, czyli najczęściej członków rodzin, realnych ludzi, o tyle w tym przypadku do ukrycia i zamącenia obrazu służą różne spółki, fikcyjne organizacje, fundacje. Tworzy się między nimi tak zawiłą sieć powiązań i przepływów finansowych, że trudno rozszyfrować, kto naprawdę jest właścicielem. Trochę to przypomina południowo koreański czebol, czyli konglomerat spółek i banków, gdzie spółki mają udziały w bankach, które udzielają im kredytów, banki i spółki mają udziały w innych bankach i spółkach. W razie krachu, nikt za nic nie odpowiada, ale zawsze na końcu jeden cwaniak zostaje z pieniędzmi.

PiS stworzył podobną sieć, a raczej mnóstwo sieci. Było to widać przy sprawie „Dwóch Wież”, gdy Kaczyński otwarcie mówi Austriakowi, że nie udowodni kto jest właścicielem „Srebrnej”, dokąd on, Kaczyński, sam się do tego nie przyzna, a więc jego roszczenia są bez sensu, bo nie mają adresata.
Do tego dochodzi cała masa drobnych „biznesów” i przekrętów, nawet pospolitych kradzieży. Prominentny polityk może prowadzić burdel razem z krakowskim kibolskim gangiem, inny polityk korzysta z usług nieletnich prostytutek, kolejny oszukuje UE na „dojazdach do pracy” i wszyscy są bezkarni.

Zatrzymajmy się na jednym przykładzie, polityka, który rozliczał przejazdy samochodem z Jasła do Brukseli rano i powrót do domu tego samego dnia. Odbycie takiej trasy w ciągu doby, nawet dobrej klasy samochodem, leży na granicy wykonalności. Tymczasem ten osobnik rzekomo jechał kabrioletem, Fiatem Punto, nawet w zimie. W dodatku rozliczał te kilometry na cudzy samochód, który dawno był już zezłomowany. Ten pan nie posiada własnego samochodu. Niektórzy twierdzą, że również prawa jazdy. W dodatku rozliczał kilometrówki z Jasła, choć mieszka w Warszawie (więc dodawał sobie kilometrów).

Inny przykład: Zatrudnianie „lewych” asystentów europosłów. W 2015 r. "Newsweek" ujawnił, że na fikcyjnych, ale realnie opłacanych za brukselskie pieniądze etatach PiS zatrudniało m.in. makijażystki prezesa, kobietę, która opiekowała się chorą mamą Jarosława Kaczyńskiego i pracowników partii, którzy nie wiedzieli nawet, gdzie mieszczą się biura deputowanych.

Powstaje pytanie, jak można się zdobyć na taką bezczelność? A to proste. Podporządkowana Ziobrze prokuratura zapewnia bezkarność i ci ludzie o tym wiedzą. Dokąd wiernie wykonują polecenia prezesa, włos im z głowy nie spadnie.
I to jest kolejny filar spójności gangu. Dokąd jesteś lojalny, jesteś bezkarny, ale uważaj, prezes i Ziobro zbierają teczki. Jak podskoczysz, to prokuratura ci wszystko wyciągnie i będziesz siedział, bo masz za co. Kaczyński nawet w pewnym momencie fotografował się na tle swojego zbioru teczek. To był taki sygnał: ”uważajcie małe żuczki, mam na was teczki”.

Z drugiej strony, prokuratura zaciekle ściga przeciwników, nawet stawiając absurdalne i zmyślone zarzuty. Jednocześnie gigantyczny przekręt, znikniecie z systemu SKOK-ów pięciu miliardów złotych, w ogóle nie jest badany.

(komentarze wyłączone)