****

****

a nam... słodkie gwiazdeczki i nie tylko ;)

...

Dziś skończyłby 58 lat, przeżył jednak zaledwie 36. Francuski pianista i kompozytor jazzowy, mały wielki człowiek, z ogromnym sercem do muzyki. Był karłem z wiecznie bolącymi ramionami, a jednak stał się jednym z najwybitniejszych pianistów jazzowych swojego pokolenia,
MICHEL PETRUCCIANI
(ur. 28 grudnia 1962, zm. 6 stycznia 1999).

Urodził się z wrodzoną chorobą o nazwie osteogenesis imperfecta, powodującą kruchość kości i - w jego przypadku - karłowatość.
Choroba spowodowała złamanie jego kości ponad sto razy, zanim osiągnął dojrzałość. Utrzymywała go w bólu przez całe życie.
Miał zaledwie 91 cm wzrostu, pięć ukochanych kobiet, w tym dwie żony, i jedynego syna, Alexandre.

https://www.youtube.com/watch?v=cvrP-WtHu-U

W Polsce Petrucciani wystąpił trzykrotnie, w tym dwa razy na Jazz Jamboree.

Choroba Petruccianiego, osteogenesis imperfecta, wydawała się mieć duży wpływ zarówno na osobowość muzyka, jak i jego styl gry. Odczuwał on niemal stały ból fizyczny. Mimo tego, znany był z wesołej, zabawnej osobowości. Mawiał: "Uwielbiam humor, uwielbiam się śmiać, uwielbiam żarty, uwielbiam wygłupy. Myślę, że śmiech jest dużo więcej wart niż cała medycyna".
Charakterystyczną cechą Petruccianiego była jego pewność siebie. "Chciałbym mieć pięć kobiet naraz i zarobić milion dolarów w jedną noc. Moją filozofią jest mieć naprawdę dobre życie i nie pozwolić nikomu ani niczemu zatrzymać mnie w drodze do tego, czego pragnę” - powiedział kiedyś.
Wiadomo na pewno, że Petrucciani był zaciekle zdeterminowany, by czerpać radość i satysfakcję z życia. Z pewnością żył zgodnie ze swoją maksymą - zaledwie tydzień przed śmiercią, przez całą noc świętował powitanie Nowego Roku, razem ze swoimi przyjaciółmi.

"Kiedy gram - gram sercem, głową i duszą. Nie gram dla ludzkich umysłów, ale dla ich serc" - mówił.

Wayne Shorter tak opisał Michela Petruccianiego: "Wokół nas jest mnóstwo tak zwanych normalnych ludzi. Mają wszystko na swoim miejscu - właściwy wzrost, nogi i ręce odpowiedniej długości, a ich ciała są symetryczne i prawidłowe od urodzenia. Ale żyją, jakby nie mieli ani rąk, ani nóg, ani mózgów. Przeżywają swoje życie, nieustannie narzekając. A Michel? Nigdy nie słyszałem, żeby Michel narzekał na cokolwiek. Michel nie patrzył w lustro i nie narzekał na to, co tam widzi. Michel był wielkim muzykiem i - ostatecznie - wielkim człowiekiem, piękną istotą ludzką, ponieważ miał zdolność odczuwania i dzielenia się tym odczuwaniem z innymi poprzez swoją muzykę".

(komentarze wyłączone)