Ten po prawej, to mój przezajebisty szFagier.
A z tym po lewej, to w ogóle dziwna historia.
Siedzimy przy ognisku, jasno było jeszcze i gramy. Podchodzi trójka ludzi, śpiewa z nami i koleś pyta, ile jeszcze będziemy, to on przyjdzie z gitarą.
No i jakiś czas później przyszedł. Posiedział, pograł (przejedwabiście!!), a przy okazji się okazało, że to nie tak jak ja myślałam - przekonana byłam, że to znajomi kogoś od nas, a to jakiś obcy dzieciak!
Przechodził, usłyszał i stwierdził, że jesteśmy fajni, no to przyniósł swoją gitarę. :D
Zapobiegawczo zaprosiliśmy go na następne ognisko :)