Przyzwyczaiłam się już, że 90% znajomych szarpie struny gitary. Ten wieczór był jednak inny - spontanicznie przyjęłam zaproszenie Norberta, wyłączyłam telefon i hop! do lasu. W jego sercu, na pewnej urokliwej polanie zapłonął ogień. Mmmm... :-)
A potem już bębny, jakieś dziwne instrumenty i muzyka, niosąca się nocnym lasem. Cudowny spokój, jaki czułam w Bieszczadach, powrócił do mnie. Czuję, myślę i odbieram ze świata b. pozytywne refleksje.
"Nie mogła śpiewać - tylko tańczyć mogła mu. Nad wodą ją unosił wiatr (...)"
Ach! :-)
dodane na fotoforum: