Nawet nie wiem, od czego powinnam zacząć. Pochłonęłam kolejną dobrą powieść, chyba zacznę się starać o tytuł jakiegoś mistrza w ilości przeczytanych książek w skali tygodnia. Nie, nie narzekam na to - toć czytanie poszerza horyzonty, daje nam bezcenną wiedzę i pobudza wyobraźnię. Z pewnością jest to ciekawsza propozycja niż kolejna durna (do kwadratu) komedia, śliski od krwi horror, czy też powrót do en razy obejrzanego dobrego filmu.
Skonstatowałam natomiast pewną prawdę o swoim życiu, z czego nie cieszę się specjalnie bardzo. Otóż... tak, mam sporo znajomych - tak, telefony z propozycjami dzikich imprez i tworzenia legend są normalne. Tylko czasem mam dość - a przynajmniej w tym znaczeniu. Chciałabym mieć kogoś, z kim mogłabym porozmawiać o tych wszystkich ciekawych książkach, które właśnie przeczytałam, o swoich myślach - tych wesołych i tych absorbujących wieczory jak ten. Ta sytuacja ma kilka powodów - wszystkie moje bliskie przyjaciółki są już "po słowie", mieszkają ze swoimi mężczyznami, a nie leży w mojej naturze wpraszać się do cudzego życia i przeszkadzać. O tak, wizyta w ciągu dnia, kawa, plotki i obiad - tak! nie mogę kłamać i twierdzić, że jest inaczej. W ciągu dnia tyle rzeczy potrzebuje mojej uwagi - te 4 projekty, prace, które zdecydowałam się podjąć, studia...
Z drugiej strony zawsze byłam trochę samotnicą. Ceniłam sobie swoją niezależność i stroniłam od naprawdę bliskich relacji z ludźmi - tych kilka osób, które nazywam przyjaciółmi, to ogromne wyjątki.
Brakuje mi kogoś. Kogoś, z kim mogłabym się śmiać i przy kim mogłabym być sobą - bo nawet przy Guru troszkę gram. Nawet on nie zna wszystkich moich myśli. Zapędziłam się w kozi róg, prawda?
Zdjęcie idealnie oddaje sens tego projektu - pokazać siebie, wpisać swoje emocje. Wiem, że wiele myślących kobiet ma czasem podobne myśli, ale dziś jestem naprawdę czymś na tle zachodzącego słońca - nie do końca wiem, jak to wyjaśnić. W tym świetle wszystko jest piękne, nie bez kozery to część "magic hour". Tylko po tym czasie wszystko się kończy, kolory nie są już baśniowe, a kształty tracą dotychczasowy urok.
Gdybym chociaż wiedziała, co determinuje ten humor - projekty przecież idą dobrze, studia też w świetle obiektywnym w dobrym kierunku. Praktyki "po świętach" zapowiadają się bardziej, niż intensywnie, mam kolejną propozycję pracy.
O, to mnie męczy - chcą mnie bardziej niż na stałe zatrudnić w Łodzi. Za dobre pieniądze, ale i tak odmówię. Naprawdę dość już. Dość bólu na własne życzenie. To jeden z tych wieczorów, gdy nie powinnam pisać ani słowa, bo niebezpiecznie otwarcie piszę o sobie, zamiast radzić sobie komunałami.