trzydzieści i trzy!

trzydzieści i trzy!

Jutro szpital, stało się - nawet ja nie jestem cudotwórcą. Kilka godzin na spakowanie się i - w drogę. Prawie jak w góry, tylko trochę trudniej. Góry jestem w stanie pokonać, a swojego organizmu nie przeskoczę.

Boję się. Przecież jestem tylko człowiekiem.

O, a zdjęcie z wczoraj - Inka rozsądnie nie zabrała ze sobą Konstantego Mikołaja (jak ochrzciłam Najkona), a kadr sobie upatrzyłam. Wyjęłam więc "kalkulator" i cyk, jest zdjęcie :-) Gitara, świeca - voila! Wieczór o herbacie, ale za to jak aktywnie! już 5 projektów logotypu sporządziłam, a przecież nie mając mobilnego internetu w szpitalu, coś będę musiała ze sobą zrobić. Poza, oczywiście, dalszym czytaniem i wymyślaniem licka. O... o właśnie! miałam mało ambitny plan wyjazdu do Zarzęcina na ognisko, właśnie się z tymże planem pożegnałam, trzeba będzie tyłek przykleić, stworzyć toto i mieć spokój na dłuższy czas.

Ktoś bardzo mądry wytłumaczył mi, że to wszystko, co dzieje się ze mną, stworzyło mnie. Nie wiem, może. Dużo znaków zapytania.
AS, daj mi cierpliwość do siebie - ten tego tam ;-)