Och! Administracja Garnka nie zaaprobowała mojego pomysłu na właściwą pozycję nr 35 - dodawszy wczoraj grafikę, widzę, że została usunięta.
Święta... święta... naprawdę są? Moi ukochani, a przy tym dość zabiegani rodziciele, wybrali się do pracy. Brat świętuje na chrzcinach u własnego szwagra - mnie zaś została w udziale opieka nad rozkosznym shih tzu. Taka biało-czarna kupa futra, którą czochrając, można przytulić.
Skąd zdjęcie? Będąc na świątecznym spacerze zorientowałam się, jaka data zbliża się wielkimi krokami. Rocznica tragedii smoleńskiej - tylko nie tej, znanej z medialności Kaczyńskiego, a tej prawdziwej, w której zginęli nasi bliscy. Fotografia pochodzi z 10. kwietnia 2010 roku, spod Katedry Łódzkiej.
Łączę w pamięci różne fakty, które towarzyszyły mi tamtego dnia: Rafał, I rok studiów, odwołane dla Plastra materiały, szokująca wiadomość, że na pokładzie był ktoś znany nam - tamten czas zdaje się być tak odległy w przestrzeni. A dzieli je tylko 700 dni. 700 nocy, prawie 17.000 godzin, tak wiele uderzeń serca, tyle wspomnień.
Chciałabym zupełnie nieodpowiedzialnie uciec do lasu na jakiś czas, w Bieszczady. Tamte wzgórza nad Soliną... Kto wie, może w maju uda mi się wyrwać. Chociaż jeśli chodzi o weekendy, znam już ich rozkład do końca czerwca. Przewiduję nieodpowiedzialne wagary w ciągu tygodnia. Oj.
Wybrałam spośród kolekcji ojca kilka całkiem dobrych filmów, nie mających nic wspólnego z komediami, naszykowałam surówkę z jabłek i lampkę białego wina. Snopkiewiczowa na doczesnym miejscu lektur, laptop na kolanach i pies przy boku. Czarna satyna i ciche, ciepłe myśli.
Jutro stawię czoła rodzinie, dzisiaj jestem wpisana w słowa Iwaszkiewicza: „Bo chcę iść coraz dalej, coraz głośniej śpiewać".