Gdy zbliżyłam się do lasu usłyszałam łomot, jakby szalony i niestrudzony drwal wyżywał się na toporze. Po pierwszej chwili dezorientacji domyśliłam się, że to dzięcioł. Po sile uderzeń uznałam, że czarny. Pozostało go znaleźć - nie było trudno, cicho sie nie zachowywał, tyle że odgradzały mnie od niego chaszcze, krzaki i spora odległość. W dodatku było zachmurzone.
Zdjęcia robione z daleka, na sporym zbliżeniu i z wysokim ISO - no ale widać, że dzięcioł. I tak jestem zadowolona - nigdy nie miałam dwóch rzeczy na raz - aparatu i czarnego dzięcioła...
dodane na fotoforum: