DLACZEGO NACJONALISTA TO NIE PATRIOTA
Otóż patriotyzm odnosi się do słowa patria, ojczyzna.
Nacjonalizm natomiast odnosi do słowa naród.
Te dwa słowa tylko pozornie mają ze sobą cokolwiek wspólnego.
Ojczyzna to dom, rodzina, pejzaż, język, kultura, obyczaj, sentyment, nastrój. To kawałek lokalnej przestrzeni widocznej z okna. Ojczyznę mogą zaludniać różne "narody", różne religie. Babcia może być Niemką, tata może być luteraninem, sąsiad Żydem. Ojczyzna dopuszcza różnorodność.
Naród natomiast jest przede wszystkim ideą polityczną
i ideologiczną. To pewna abstrakcyjna wizja o charakterze uznaniowym. Łatwo zdefiniować naród, trudno jednak tę jednowymiarową definicję dopasować do rzeczywistej grupy ludzi, łatwo o narodzie mówić, trudniej zastosować to pojęcie w praktyce. Dlatego naród wymaga arbitrażu: potrzebny jest ktoś, kto orzeka, kto „jest narodem” a kto nie jest, kogo wykluczyć. Akt wykluczenia jest niezwykle ważny dla zrozumienia idei narodu: musi być wiadomo, kto narodem nie jest.
Ojczyzna nie wyklucza: każdy człowiek urodzony w pewnym miejscu może nazywać to miejsce ojczyzną.
Naród wprowadza w to podziały, narzucając sztuczną wspólnotę polityczną, w ramach której należy odczuwać wspólnotę z ludźmi, z którymi nie ma się nic wspólnego...
mało tego, także z tymi, którzy reprezentują odmienne a nawet wrogie opinie. Dlatego w obrębie narodu tak łatwo dochodzi do wrogości i wzajemnego wykluczania, oskarżenia o zdradę.
Naród pragnie wodza, który mógłby stać się narodowym wzorcem, mógłby naród scalić i arbitralnie decydować o narodowej przynależności, mógłby nadać narodowi kształt.
W ojczyznę zaś człowiek się wradza i wrasta, jest dla niego naturalnym punktem orientacyjnym.
Ojczyzny nie można dać, ani ojczyzny nie można odebrać.
Ojczyzna do nikogo nie należy - nikt nie zarządza przynależnością do ojczyzny. W ojczyźnie ma się ziomków, rodaków, kolegów, znajomych.
Naród natomiast zostaje człowiekowi przydzielony jako forma grupowej (politycznej) identyfikacji, czyli jako rodzaj wyznania o charakterze religijnym - dlatego zresztą religia i nacjonalizm mają ze sobą tyle podobieństw: obie domagają się miłości i wierności.
Naród składa się z masy ludzkiej i wodza.
Ojczyzna nie ma wodza.
Naród łatwo obrazić, gdyż naród ma charakter narcystyczny.
Ojczyzny nie da się obrazić, gdyż ojczyzna ma charakter altruistyczny.
Ojczyzny nie da się porzucić. Ojczyzna jest w nas.
Zabieramy ją ze sobą na koniec świata i do trumny.
Naród natomiast wymaga bezwzględnej wierności, a odstąpienie od narodu jest formą zdrady, która podlega karze.
Naród poszukuje wroga, gdyż wróg nadaje narodowi kształt poprzez odróżnienie od „obcego”.
Ojczyzny nie da się zdradzić, gdyż ojczyzna jest częścią nas, wywołuje tęsknotę zwaną nostalgią.
Naród natomiast zawsze będzie nas tylko wzywał.
A to w szeregi, a to na defiladę, a to do wierności.
Naród potrzebuje sztafażu, hymnu, deklaracji wierności.
Naród jest doskonałą protezą dla tych, którzy znienawidzili ojczyznę.
Mogą się obwoływać gorącymi patriotami, uruchamiając w sobie pod tym płaszczem instynkty zemsty i rewanżu za nieudane dzieciństwo w ojczyźnie. Dlatego nacjonalizm jest tak zapalczywy. Agresywny. Bezkompromisowy.
Dostrzegają to nawet polscy biskupi, którzy piszą w liście pasterskim z sierpnia 2018 roku, że "prawdziwy patriota nie ulega agresji i instynktom nakazującym wykluczanie i stygmatyzowanie innych osób, różniących się światopoglądem, wiarą, pochodzeniem etnicznym czy odcieniem skóry”.
Świetnie widać tę różnice, gdy będąc za granicą, tęsknimy do ojczyzny, jednocześnie przechodząc na druga stronę ulicy, gdy natkniemy się na przedstawicieli naszego „narodu”.
- Rafal Betlejewski