Złotoryja blues
Na te wakacje, dla odmiany
mam pomysł iście znakomity:
poszukam u nas rzeki Klondike,
by znaleźć swoje Dawson City.
Wcale nie czuję się spłukany;
wszędzie walają się srebrniki,
wystarczy zgarnąć je łapkami.
Nie tak, jak w moim Dawson City.
Zapuszczę paszczę w bokobrody,
jak mawia Ryśka, w faworyty,
zaprzęgnę cztery Siberiany
i dawaj szukać Dawson City.
Patelnie mam już spakowane,
worki na złoto już poszyte.
W tym roku jadę nad Kaczawę
do krajowego Dawson City.