[34212639]

Prawdziwa lisia chytrość.
O lisku chytrusku bajkę już napisano. Całe życie wierzyłam w fikcję literacką tej chytrości, aż tu nagle nastąpiło zderzenie z rzeczywistością.
Wiosna jak co roku miała być pierzasta. Człowiek uganiałby się za pierzem, które zlatuje w ściśle określonym czasie i miejscu. Na pierwszy ogień szłyby gatunki przewidywalne w swoich zachowaniach, później te nieprzewidywalne i ostatecznie kategoria pt. marzenie ściętej głowy. Pierwsze sukcesy i stany euforyczne łagodnie przeszłyby w fazę dezorientacji i frustracji, a końcowy efekt w postaci załamania emocjonalnego tradycyjnie zamknąłby sezon wiosenny i łagodnie wprowadziłby w letnie rozleniwienie. Schemat znany, niezmienny i nie budzący niepokoju poznawczego. Po takim preludium na karcie zawsze pozostaje kilka ciekawych kadrów, a w głowie motywacja na następny rok.
I jak to w przyrodzie bywa najczęściej nigdy, ale to przenigdy nie należy być pewnym swego. Jako pierwsze ze schematu wyłamało się pierze. Przyleciało jak chciało, czyli zupełnie inaczej niż się tego spodziewałam. Potem wpadł do głowy zgubny pomysł, żeby zająć się futrem. Gdybym podejrzewała jak to się skończy, to siedziałabym w bagnie tak długo jak się da.
Temat numer jeden – łosie w kaczeńcach. Łatwizna. Łosie – były. Kaczeńce – były. Tylko za nic nie mogłam spotkać ich w tym samym miejscu i o tej samej porze. W efekcie końcowym knieć błotna przekwitła, a łosie mamy zaszyły się w niedostępnych bagnach, żeby w spokoju wydać na świat kolejne pokolenie cudaków. Temat wyprawy na misia okryję woalem milczenia, nadmieniając cichutko, że na nią nie mogłam pojechać, wrr. Pozostało mi tylko dzielnie powalczyć z niedoliskami, na które miałam ogromny apetyt.
Piękną norę na ukwieconej łące znaleźliśmy już po niespełna godzinie poszukiwań. Nawet nie musieliśmy się zastanawiać, czy jest zamieszkana. Tuż pod jej samym wejściem rozkosznie bawiły się dwie rude kulki. Nie pozostało nic innego, jak poczekać na popołudniowe światło i zacząć fotografować. Rudzielce były jeszcze tak małe, że nie powinny obawiać się naszej dyskretnej obecności. Pierwszy znak, że łatwo nie będzie zignorowaliśmy pełni emocji. Drugi dał nam nieco do myślenia, ale szybko został stłamszony wizją cudnie oświetlonych lisków bawiących się na małym wzniesieniu wśród kwiatów. Trzeci czyhał za plecami, żeby nas ostatecznie dobić. Ale o tym później.
Popołudniowa zasiadka zakończyła się totalną klapą. Niedoliski czmychnęły do nory. I choć całą swoja mocą hipnotyzowaliśmy wejście, to żaden nie raczył się w nim pokazać. Może gdyby choć jedna mrówka mnie użarła, komar chociaż albo meszka, to bym się jakoś ruszyła. A tu nic. Zamarłam w bezruchu, bezdechu chyba też, z pewnością w bezmyślności. Nic! Jak niepyszni pozbieraliśmy aparaty i klnąc się na wszystko postanowiliśmy wrócić o świcie.
O czwartej trzydzieści budzik bezlitośnie ryknął na cały dom „ Pójdę boso”. Dałam radę odwarknąć mu tylko, że go chyba pogięło - na boso jest jeszcze za zimno. No i wstałam. W drodze między łóżkiem, a hondzianą zdążyłam wciągnąć buty i pojechaliśmy po zdjęcia godne National Geographic.
Parę minut po piątej rytmicznie szczękając zębami zasiadłam przy rozstawionym aparacie. Po godzinie potrafiłam wyszczękać całą gamę, po kolejnych trzydziestu minutach opanowałam połowę hymnu. A przed aparatem ciągle nic. Kiedy pierwsze promienie słonka w końcu zaczęły delikatnie grzać coś drgnęło. W norze pojawił się nos, potem oko, a następnie ruda kulka zdecydowanym krokiem ruszyła w nasza stronę. Półtora metra przed obiektywem rudzielec zatrzymał się i postawił słusznej wielkości kupsko. Po czym tą samą drogą, tylko nieco prędzej wrócił do nory. Wprost fantastycznie - Wildlife Photographer of the Year mam już w kieszeni. Zwycięzca w kategorii dzika przyroda – srający lis. Subtelny świt minął jak sen złoty, a na karcie… szkoda gadać.
W pół do siódmej z marazmu wyrwał nas nieznaczny ruch. Jednak maluchy postanowiły wystawić głowy spod ziemi. Jeden po drugim wystawiały nosy w nasza stronę, nastawiały uszu, a po chwili czmychały na upatrzoną przez nas górkę, aby się pobawić. Trwało to dobrą chwilę, zanim cała szóstka wtarabaniła swoje tłuściutkie zadki na słońce. I jak to mamy w zwyczaju, w złą godzinę zdążyliśmy zatrzeć ręce i rzucić się do aparatów z myślą o zapełnieniu kart. Liski po wstępnej zabawie i przeciąganiu jeden po drugim opuszczały naszą wymarzoną scenę.
Po paru chwilach maluchy rozlazły się po łące jak mrówki. Jeden jak dżdżownica przepełzł nam niemal bo nogach, drugi - Indiana Jones odważnie staranował krzaki. Kolejne dwa w podskokach pokicały za rodzeństwem. Zostały tylko leniwce, które zwinęły się w nasłonecznionym dołku i nawet uszu im nie było widać. Nie zraziło nas to ani trochę. W końcu jak daleko i długo mogą takie młodziaki przebywać z dala od bezpiecznej nory? Zaraz coś je zaniepokoi i biegusiem wrócą w jej pobliże. Tymczasem obserwowaliśmy, jak cała czwórka odkrywców radośnie baraszkuje na łące poza zasięgiem naszych obiektywów. Coś było nie tak! Za długo i za odważnie. To był właśnie ten trzeci znak, że łatwo nie będzie. Ucieszeni odkryciem nory nawet nie sprawdziliśmy gdzie są pozostałe jej wyjścia. Przecież nigdy nie ma tylko jednego! Należał mi się order za gapiostwo, a nie nagrody za foty.
Opisywać tego, co liski wyprawiały pod drugim wejściem do nory nie będę, bo mnie szlag ciężki i apopleksja trafi na miejscu. Wspomnę tylko, że natychmiast po tej odkrywczej myśli rozpoczęliśmy żmudne podczołgiwanie się do rozbrykanych maluchów. Czy się udało? A i owszem udało się. Zaraz po tym, jak w trakcie czołgania próbowałam wybić sobie zęby statywem i podbić oko aparatem, zamiatając po drodze siatką wszystko, co napotkałam pod sobą. W efekcie do niedolisków dotarłam jako porządna gamoła zielska wszelkiego, fukająca i plująca mrówkami i robactwem łąkowym. Nie ma to jak odpoczynek i hobby na łonie natury.

hotoo

hotoo 2018-06-12

super :)

lilka13

lilka13 2018-06-13

Fenomenalne z opisem, gratulacje za fote , cierpkiwosc i...dziekuje :)

lilka13

lilka13 2018-06-13

powtarzam sie z tym fenomenalne ale to najlepsze slowo, pozdrawiam :)

mariol7

mariol7 2018-06-13

Jak zawsze, czytam z gębą od ucha do ucha, podziwiając jednocześnie zdjęcie. Wspaniałe! :-)

Powodzenia w Bieszczadach! :-)

polo11

polo11 2018-06-13

świetne zdjęcie a opowieść jeszcze lepsza :) pozdrawiam

mpmp13

mpmp13 2018-06-13

Czekałam ,czytałam z zapartym tchem . Później "rechotałam " na temat "srający lis" . Niewielu jest amatorów fotografów ,którzy takie momenty widzieli .Dzięki . Proszę o jeszcze .

hellena

hellena 2018-06-13

Cudne, wspaniałe zdjęcie a opowiadanie boskie.
Warto czekać na te zdjęcia i opowiadania.

stokrop

stokrop 2018-06-13

opis jakbym tam była :D

czes59

czes59 2018-06-13

Pocieszne w trakcie zabawy:) Opis jak zawsze fantastyczny!

orioli

orioli 2018-06-14

:)))

szept4

szept4 2018-06-14

:)))))

watroba

watroba 2018-06-19

Fantastycznie....

magtan

magtan 2018-06-22

Złośliwe małe gadziny;)
Są świetne!

annaai

annaai 2018-07-28

cudne:)

ewik57

ewik57 2019-02-03

Cudny opis :)
Jakbym tm była...

dodaj komentarz

kolejne >