Hanging Rock / Mount Diogenes – Australia 2015 r.
Jakiś czas temu kupiłem stare, kieszonkowe wydanie książki Joan Lindsay powieści z lat sześćdziesiątych. Historia opisana w książce i jakże zmysłowo ukazana w filmie Petera Weira, przenosi nas do upalnego 14 lutego 1900 roku. Gdzie z okazji dnia św. Walentego, grupa kilkunastu pensjonarek z Appleyard (nazwa prywatnej szkoły dla dziewcząt), udaje się na tytułowy piknik pod Wiszącą Skałę gdzie mają zaznać nieco swobody i przyjemności. Należy pamiętać, że wiktoriańskie obyczaje w tamtych czasach, wciąż mocno krępowały młodzież. Dorastające dziewczęta obowiązkowo przechodziły kursy przygotowujące je do bycia \"damą\", \"idealną żoną\", musiały więc dbać o nienaganne maniery, nosić gorsety i rękawiczki nawet w upalne dni. Prawdę mówiąc, nie widzę żadnej różnicy w modzie tamtych czasów i obecną głównie w krajach arabskich, tu i tam chodziło przede wszystkim o ograniczenie swobody kobiet, które hodowane jak króliki w zamkniętych ośrodkach, za szczyt sukcesu upatrywały (tak je bowiem wychowano / wytresowano) odpowiednie zamążpójście.
I tak też ukazane jest tło powieści. Widzimy śliczne jak z obrazka (przynajmniej większość) panienki w zwiewnych białych sukienkach, jako symbol ich nieskalanej czystości (co zresztą podkreślane jest na każdym kroku), pomimo iż wchodzą już one w okres dojrzewania. Nie obce im są płomienne uczucia, pomimo iż platoniczne i z racji oddalenia od siedzib ludzkich, od młodzieńców w ich wieku, często skierowane ku najbliższym przyjaciółkom, co bez wątpienia trąci myszką. Taki ponoć był zamysł. Jeśli się bowiem komuś wydaje, że jest to li tylko opowieść o jednym dniu z życia mało istotnych dla losu świata panien, to jest w błędzie.
Po przybyciu na miejsce, w samo leniwe południe, nagle zaczynają się dziać wokół pensjonarek dziwne rzeczy. Najpierw stają zegarki, po czym jakaś siła oddziela od grupy trzy dziewczęta (czwarta - Edith - podąża za nimi wyłącznie z ciekawości) i kieruje je ku wyższym partiom wzgórza. (gdzie bylem) Z początku tylko zwiedzają, wspinając się na szczyt a przewodzi im - Miranda (\"Anioł Botticellego\" - jak określiła ją nauczycielka francuskiego, pani de Poitiers), która już po przebudzeniu wyczuwała, że nie wróci więcej na pensję. Od grupy oddzielają się także: Marion, Irma oraz krępa Edith. Dziewczęta nie są świadome, że w pobliżu, przechadzają się po lasku także dwaj młodzieńcy, Albert (\"Bertie\") oraz Michael, daleki kuzyn Irmy.
Idąc śladem głównych bohaterek, dotarłem i ja do miejsca, w którym w filmie, czwórka pensjonarek, ułożyła się zmęczona upałem na skale, (a może to wpływ czegoś jeszcze?) bez pończoch i butów, obserwując przy tym pochylające się nad płaskim żlebem, skalne postacie niczym krogulce czy skamieniałe trole, z których każdy przypominał rozdziawioną jak do krzyku paszczę zjawy z wlepionymi we mnie ślepiami.
Nie czułem jednak, ani przez chwilę, tej przemożnej siły, która kazała tym trzem dziewczętom (Edith bowiem stchórzyła i zbiegła na dół), zatopić się w ciemną szczelinę, w głąb skały z której tylko jedna po tygodniu, wyłoniła się na powierzchnię. Co nie znaczy, że nie poczułem zupełnie nic. Owszem miałem wrażenie czegoś obcego może bytu, - a może to zmęczenie? Miejsce jak w przypadku pensjonarek też podziałało na mnie sennością. Miałem ochotę wtulić się w jedną z rozgrzanych słońcem jaskiń i zasnąć. Odniosłem też wrażenie jakby energia tego miejsca spowalniała czas, bowiem odczuwałem coś w rodzaju kołysania się na małej łódeczce na powierzchni oceanu? Być może było to było spowodowane moim złym stanem serca które mam chore a przecież samo podejście na tą górę dało mi się we znaki? Nie wiem ale wiem że czułem się inaczej niż zwykle.
Wisząca Skała formalnie zwana Górą Diogenesa, to formacja wulkaniczna, wypiętrzenie skalne spowodowane prawdopodobnie ciśnieniem magmy które niczym włócznią przebiło ten kontynent w tym miejscu tworząc coś w rodzaju trzy poziomowego zamczyska. Ja podzieliłem sobie tą formację na trzy części nazywając ją zamkiem dolnym i górnym oraz szczytem czyli koroną. Samo miejsce zwane Hanging Rock / Mount Diogenes znajduje się nieopodal miasteczka Mount Macedon (na ponad 600 m n.p.m.) ok. 70 km na północny-zachód od Melbourne.
Przebywając w Australii co żywo byłem zainteresowany odwiedzeniem tego miejsca tym bardziej że jako nastolatek wraz z przyjaciółmi Darkiem Grabowskim i Zbigniewem Kajzerem często podejmowaliśmy ten temat głównie z powodu filmu Petera Weira. Przyznam że na pewno miało to wpływ na samo późniejsze postrzeganie przez ze mnie tego rejonu gdy go już odwiedziłem na miejscu. Wypiętrzenia które otaczają ową tajemniczą skałę są znacznie starsze, osiągają ponad 160 mln. lat wstecz, zaś sama Wisząca Skała czyli iglica ma zaledwie 6 milionów lat!
Jednak właśnie to miejsce od ponad 200 lat wzbudza najwięcej kontrowersji i podobno jest miejscem zupełnie wyjątkowym jeśli chodzi o działanie elektromagnetyzmu, - być może pod spodem znajduje się ruda żelaza? Kształt formacji który z oddali gołym okiem można podziwiać to wynurzony z głębi duszy ziemi strzelisty szkielet naszej planety, który układa się w niezwykłe twory geologiczne. Spotykamy tam zastygłą lawę w późniejszych zwietrzałych erozją futurystycznych pozach co tworzy sceniczny klimat do filmów prosto rodem z horrorów.
Ja co prawda nie czułem tej przenikliwej grozy, ale podczas kręcenia filmu „Piknik pod Wiszącą Skałą” ekipa reżysera Petera Weira miała spore problemy i tak kamery odmawiały posłuszeństwa a zegarki wariowały wskazując inny czas niż powinny, - to jest już fakt.
Ciekawostką jest że miejsce to znajduje się w obrębie wpływów klanu Wurundjeri miejscowych Aborygenów. Dzięki którym można dowiedzieć się fantastycznych opowieści (mitów) o pochodzeniu \"Skalnych Strażników\" - obiło mi się o uszy takie sformułowanie - o zaburzeniach czasoprzestrzennych wewnątrz zaklętego kręgu, którego doświadcza się o pewnych porach dnia przebywając w obrębie tych formacji skalnych!?
Podobno nikogo tutaj nie dziwią zepsute zegarki, niedziałające telefony komórkowe, zakłócenia radiowe a nawet milknące zwykłe walkie-talkie. Podobno bywa że rozmagnesowuje się kieszonkowy kompas? Podobno też samochody gasną na drodze opodal Wiszącej Skały i zamiast zjeżdżać na wolnym biegu ze wzniesienia, jadą same - pod górę! Ja osobiście niczego takiego sam nie stwierdziłem mimo posiadania wielu opisanych wyżej przyrządów.
Będąc na miejscu sprawdziłem wskazania kompasu i porównałem go z drugim kompasem i wszystko przebiegało normalnie, obydwa kompasy wskazywały poprawny kierunek magnetyczny naszej planety. Nasz samochód Honda o wdzięcznej nazwie „Odyssey” też nie sprawiał żadnych problemów.