A na imię mu było "Sołdek".

A na imię mu było "Sołdek".

Ciasna maszynownia z wąskimi przejściami komunikacyjnymi,
gdzie dostęp do poszczególnych pomp i mechanizmów jest nawet w muzealnym bezruchu niemal niemożliwy bez uniknięcia kontaktu z sąsiednim wyposażeniem. Gdy sobie wyobrazimy sztormowe rozkołysanie statku,
pracującą główną maszynę parową z nieosłoniętymi korbowodami i wałem korbowym, parowe agregaty i inne podstawowe mechanizmy w ruchu,
gorące rury, wydostającą się nieuchronnie tu i ówdzie parę i wszechobecny hałas to praca mechaników statkowych obsługujących taką maszynownię a co nie daj Boże usuwających skutki jakiejś nieuniknionej awarii jest prawie niewyobrażalna.
Przecież na ludzki rozum musiałoby się to nieuchronnie kończyć jakimiś wypadkami a co najmniej poważnymi urazami!
A jednak nie było aż tak źle - kolejne pokolenia mechaników mustrowały na statku, wypełniając mozolnie swoje codzienne obowiązki i tym samym zapewniając sprawną ponad trzydziestoletnią eksploatację rudowęglowca.

liw12

liw12 2011-03-19

A jakim uznaniem społecznym cieszył się wówczas zawód marynarza !

dodaj komentarz

kolejne >