W pochmurne dni,
a takie zawsze przychodzą
jak nieproszeni goście o trzeciej na ranem,
gdzieś z góry, tej poznawanej,
słońce przedziera się wytrwale
i gdy spóźnisz się na pociąg
zaświeci na pustym peronie nocą.
W piaskownicy chaosu pełnej foremek
chmur i ciszy, która nigdy nie jest martwa,
wygrzebujesz rytm i ład.
Rączką dziecka lepisz żółwia i uśmiech.
Małe chwile radości,
małe kwiaty życia zebrane w bukiety
szepną amen.