...ktoś założył łańcuch, ostrzenia nie będzie...
Z historii patrzenia
Można oczywiście twierdzić, że to wszystko przecież już było. Że już Euklides wiedział, że matematyczne „promienie widzenia” nie są fizykalne, a Arystoteles i greccy stoicy byli świadomi, że widzenie jest dynamiczne i dokonuje się w określonym środowisku.
Klaudiusz Ptolemeusz już w II wieku n.e. stwierdzał, że widzenie słabnie, traci na ostrości, „rozemgla się” w stawiającym mu opór powietrzu. Arabowie w IX wieku pojęli, że oko wcale nie widzi rzeczy, brył, kształtów, powierzchni barwnych, a jedynie tylko punkty – punkt obok punktu i punkt po punkcie. Te punkty tworzą abstrakcyjną mozaikę impulsów świetlnych. Nie widzimy obrazami, budujemy je w mózgu.
Wszyscy oni wciąż uważali powietrze, wodę, szkło za przestrzeń transparentną i wszyscy chcieli korygować niezborność doznań wzrokowych za pośrednictwem matematyki. Łaciński Zachód nie zrozumiał nauki Alhazena, wybitnego przedstawiciela myśli arabskiej. Jak pisze w książce „Florencja i Bagdad: historia patrzenia między Zachodem a Wschodem” (2008) Hans Belting: Zachód z mozaiki impulsów barwno-świetlnych uczynił obraz i między XIV a XVIII wiekiem poddał go logice perspektywy optyczno-geometrycznej. To doprowadziło do ostatecznego rozejścia się obydwu cywilizacji – obrazowej kultury łacińskiej Europy i bezobrazowej kultury islamu, „patrzącej” barwą, światłem i abstrakcją ornamentu.