Nad brzegiem morza w drewnianej chacie
zraniona miłość mieszkała.
Bardzo samotna i nieszczęśliwa
przez wszystkich zapomniana.
I dnia każdego, o bladym świcie,
piaszczystą plażą chadzała
i niestrudzenie ciepłego serca
dla siebie wciąż szukała.
Nadziei jednak swej nie traciła,
głęboką wiarę też miała.
Było jej ciężko w tej samotności,
jednak przez łzy się śmiała.
Az dnia któregoś,gdy morska fala
stopy jej obmywała,
starego mędrca,z broda zsiwiałą,
na plaży tej spotkała.
Spojrzawszy na nią, czcigodny starzec,
wyciągnął ku niej ręce,
spojrzał na piękne,brązowe oczy,
o nic nie pytał więcej.
Przytulił tylko mocno do siebie,
cichutko rzekł:“kochanie,
nie ran już bardziej serduszka swego,
to o czym marzysz się stanie“.
Gdy się ów starzec oddalił nieco
łzami się twarz jej zalała,
jednak wierzyła w to co powiedział
i chwili owej czekała......
W któryś cudowny,gwiaździsty wieczór
gdy morze swą pieśń szumiało,
zraniona miłość znalazła serce,
ono ja z sobą zabrało.
Gdy mocno wierzysz,prawdziwie kochasz,
nie tracisz swej nadziei,
to,czego pragniesz i na co czekasz
życie na pewno spełni..