poprzez
trud dnia idę
by wieczorem
w iluzji Cie odnaleźć chwil
wciąż żyjąc marzeniami
wspomnieniami karmiony
jak statek
co z portu
po nieznanym morzu
oddala się
z każdą chwilą
więdnącą nadzieją żyję
a rozpacz
że cie nie ma
czy mogłoby nie być Cię więcej
w agonii punkcie
osiąga brzeg
jak długo na bezdechu wytrzymam
nim
ma miłość
serce zdławi
co martwe nawet
dla Ciebie bić będzie
całą naszą wieczność