Jedyne czego żałuję to tego że tak późno trafiliśmy na to przedszkole. Warto było zaryzykować. Zośka je uwielbia! Ciocie są fantastyczne i obyło się bez płaczu. Pamiętam pierwszy dzień. Szukam gorączkowo na monitoringu po kątach jakiegoś płaczącego dziecka okupującego kolana cioci, a mój "psiarb" /skarb/ na pierwszym planie wymachuje jakimś misiem ~ akurat mieli rytmikę :) Chociaż lepiej nie zapeszać, bo to dopiero początki i wszystko jeszcze może się zdarzyć. Te 4 godzinki dziennie /z czego prawie 2 przespane/ szybko schodzą na codziennych świetnych zajęciach: na angielskim, plastyce i ulubionej rytmice. I na razie widzę same plusy [no może poza ceną:p ] Zosia jest bardziej otwarta na dzieciaki, zaczyna sama jeść sztućcami, bo w domu wolała wyręczać się mamusią :) je to czego wcześniej w domu nie raczyła nawet spróbować. A ja mam trochę czasu na ogarnięcie swoich spraw i popołudnia całe są nasze w trójkę. Z gęsią skórką wspominam te 4 miesiące pare lat temu kiedy pracowałam popołudniami. Dramat. Mijałam się z mężem w drodze do pracy. On wracał a ja wyjeżdżałam. I tak się sobie dziwię że aż tak długo czekałam ze zmianą pracy. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji teraz kiedy mamy dziecko!