z serdecznymi pozdrowieniami
Każdy turysta powinien psa po nosku pogłaskać, by do Kazimierza w przyszłości powrócić
dodane na fotoforum:
czarewa 2012-08-20
:) ... i ja też popatrzę... a miałam nie... ;)
Cudnie Halinko!!... wtedy też pogłaskałam, to jednak wrócę... :)
viola55 2012-08-20
:)) Nosek aż się błyszczy od głaskania,pięknie Pan Fotograf Cię "sfocił":)
Przy okazji pozdrawiam też Jadzię:))
ajolka5 2012-08-20
Prześliczna radosna foteczka,,,głaskaj Śliczna Halinko bo warto tam wracać,,,Śliczne miasteczko :)
wigater 2012-08-20
Dziękuję za Werniksa, Halinko!
A TE głaski - to mam nadzieję - powiedziałaś mu, że ode mnie???
;-)
Ja znam taką historię Werniksa:
Był sobie zwyczajnym kundelkiem, nie można powiedzieć, że bezpańskim, bo ON czuł się takim "obywatelem" miasta i własnością każdego mieszkańca Kazimierza. Biegał sobie beztrosko, coś tam każdy mu dał zjeść, pogłaskał go, bo to sympatyczny piesek był.
Tak "wrósł" w krajobraz miasta - wszyscy go znali i lubili.
Aż... pewnego razu...
Przyjechał do Kazimierza pewien marynarz. Na wczasy.
Nie wiadomo, CO psa w nim urzekło, ale - zapałał doń wielką miłością. Gdzie się gość nie ruszy - pies za nim. Godzinami czekał np. pod knajpą, deszcz czy skwar - nie ruszył się spod drzwi, póki nie wyszedł stamtąd, podchmielony nieraz, gość. W końcu wczasy się skończyły i - co było robić: tak wiernego i oddanego "kumpla" - nie zostawia się przecież, więc... marynarz zabrał psa ze sobą. I należy mieć na...
wigater 2012-08-20
...dzieję, że dobrze mu się wiedzie.
Ale... wtedy Kazimierzanie spostrzegli, że bardzo im brakuje wszędobylskiego psiaka - już nie podbiega, nie wita się, poszczekując...
Zatęsknili za obecnością małego, miłego kundelka.
I wtedy kazimierscy artyści postanowili postawić mu ten oto pomnik, nazywając pieska imieniem Werniks.
(Taką historię opowiedział nam pewien kazimierski przewodnik wycieczek.)
wigater 2012-08-20
Ja osobiście polubiłam Werniksa bardzo!
I tego na pomniku, i tego z historyjki.
A Ty, Halinko, przywołałaś moje miłe wspomnienia z pobytu w tym pięknym miejscu...
(Nie miałam jeszcze wtedy aparatu fot. i zdjęcia, które mam, są autorstwa mojego M.)
;-)