To juz chyba końcówki...
Bajka o grzybach
Pewnego razu Bóg, znudzony solidnie,
Że grzyby się na ziemi płodzą wciąż bezwstydnie,
W różnych dołkach, zza krzaków wystawiając łepek,
Odczuł zmiany ochotę, nowości potrzebę.
Historycznego roku, dwudziestego września
Roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiąt i cztery
Naszego kalendarza oraz naszej ery,
Zmienia leśne kanony, bór unowocześnia
I dozwala by grzyby pospołu z gwiazdami
Rosły wysoko między gałęziami...
Wyszły grona grzybiarzy z tysiącem koszyków
Zbierać grzyby. Lecz pełni odwiecznych nawyków
Ze spuszczonymi chodzili głowami,
A grzyby rosły w górze pospołu z gwiazdami.
Zawiedzeni spuszczali coraz niżej nosy,
Nikt pleców nie sprostował, nie zajrzał w niebiosy,
I tylko ja przypadkiem, zerknąwszy troszeczkę
W błękit nieba, znalazłem tę oto bajeczkę.
Stąd morał jak na dłoni: Miejcie tę naturę,
I od czasu do czasu spójrzcie sobie w górę...
Jan Sztaudynger