Znad wody
Jezioro rankiem zaległo oparem
kaczki w szuwarach przysiadły płochliwe
o brzeg chlupocze zmarszczona wiaterkiem
toń agatowa malowana świtem
zimnawe krople osiadły na trawach
nagięły cięciwy wysmukłych ździebełek
słychać krzykliwe rybitwy w oddali
ósemki krągłe mnogością na niebie
brzegiem rybacy przysiedli nieśmiało
mocząc swe kije we mgielnej powłoce
wzniosły tatarak wyrasta pałkami
chłodem zaciąga od szklanej przestrzeni
przysiądę na chwilę nacieszyć swe oczy
rozległą krainą nie widząc jej końca
majaczy daleko odległy brzeg piaskiem
dryfuje bez żagli wysepki zieleń
powietrze jeszcze nie zbudzone ciepłem
zaległo nisko nad łąki dywanem
zapach wilgocią nasycony z nocy
rozlewa rześkość w nadwodne ogrody
słońce się wolno podnosi okręgiem
odbita w lustrze czerwona poświata
światło rozdarło zmleczone pejzaże
ranek już znika za lasem sosnowym