To zdjęcie przyszło mi na myśl gdy przeczytałam poniższy tekst który znalazłam dziś na Garnku u artur03.W 100% się z nim zgadzam ;D
Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się
zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny.
Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami.
My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi.
W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy.
Wspominany z nostalgią lata 80.
Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się
na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź,
matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu
szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się
pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny
pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad.
Ojciec postawił mu piwo.
Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec
twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.
Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał
chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni
maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.
Nie chodziliśmy do pywatnego przedszkola.
Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju.
Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia.
Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna.
Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody,
na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk,
zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.
Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę.
Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie
go w obowiązkach wychowawczych.
Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo - jak zwykle.
Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na Milicję, żeby zakablować rodziców.
Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy.
Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną,
a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych.
Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice
trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.
Pies łaził z nami - bez smyczy i kagańca.
Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.
Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na
spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na
sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.
Mogliśmy dotykać inne zwierząta.
Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru,
Każdy dzieciak to wiedział.
Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską.
Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać,
mówić Dzień dobry i nosić za nią zakupy.
Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień dobry.
A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień dobry wymusić.
Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką.
Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.
Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.
Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą
stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.
Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza
gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków.
Czasami próbowaliśmy to jeść.
Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności.
Nikt nam nie liczył kalorii.
Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze
strugi. Nikt nie umarł.
Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami.
Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.
Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą.
Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.
Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie
same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi
przechodnie i koledzy ze starszej klasy.
Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy
skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód.
Niektórzy wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów.
Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.
Dziękujemy rodzicom za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas „dobrze” wychować.
To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
emporio 2011-05-01
,, łezka zakręciła sie w oczku, czytalam ten tekst z zapartym tchem...bardzo zyciowy, i zabawny zarazem
Świetna całość Pozdrawiam Cię w majową kaprysną pogodę ;-)))
dorxxx 2011-05-03
Brawo brawo to mi się podoba ,tamte czasy były lepsze 1000 razy ,
Nasi rodzice wiedzieli jak nas chować byśmy nie mieli ADHD :) tylko nam tak nie pozwalają wychowywać nasze dzieci :( CO ZA IDIOTA TO WYMYŚLIŁ bezstresowe wychowanie :)
alkaa 2011-05-03
Witaj, świetny tekst-sama prawda- zaraz widzę dzisiejsze mamunie i ich bezstresowe wychowanie- wcale nie lepsze przecież...
Pozdrawiam..
dorxxx 2011-05-05
Późna już godzina, ziewać więc zaczynasz.
Pora na dobranoc, życzę Ci pcheł na noc.
Połóż się do łóżeczka, kołderką się nakryj.
Zamknij swe oczęta i słodko zaśnij.
baron 2011-05-26
Najlepszym nauczycielem jest zwyczajne, codzienne życie. Długie monotonne godziny, ciągle ta sama praca, nieporozumienia i rozczarowania, choroby i kłopoty, niespełnione marzenia i nieuniknione starcia. Wszystko to oszlifuje Cię niczym diament. Pod warunkiem, że Potrafisz Pogodzić się z tym. Czasami jest to bolesne, ale nie ma innej drogi do prawdziwego szczęścia... miłych snów DOBRANOC.
teresa71 2011-09-12
rewelacja czytałam z zapartym tchem jakby to było napisane o moim życiu..... pozdrawiam