Woda, woda, woda….tyle w niej romansu
życiodajna substancja – bezbarwna pani.
woda, woda, woda…niezastąpiona,
gdy napełniam nią bukłaki życia do spożycia.
Woda jest lustrem nieba,
w jej szklisto-przezroczystej tafli
Bóg swe myśli czesze.
Tonie w niej mój wzrok,
który nie umie pływać
i wiatr na twarzy rozmazany,
który układa pliski z delikatnej fali.
Cisza wody
zmęczenie oddala,
zaś czasopodwajacz
czas na czas nakłada.
Woda, woda, woda…tyle w niej romansu,
jest poezją smaku, choć smaku pozbawiona,
bez kalorii, bezwonnością przyprawiona.
Potrzebuje jej wielbłąd
jak i rzęsa u oka.