Dla Polaków przyjeżdżających obecnie do Buczacza miasto to nieodmiennie kojarzy się z księdzem infułatem Ludwikiem Rutyną. Jest to postać niezwykła. Urodzony w 1917 r. i całą swą młodością związany z Buczaczem, po studiach teologicznych we Lwowie wrócił w swoje rodzinne strony jako wikary. W czasie okupacji hitlerowskiej był świadkiem straszliwej tragedii tego miasteczka. Hitlerowcy wymordowali całą liczącą kilka tysięcy tamtejszą społeczność żydowską i zakopali w wąwozach pod miastem. A później banderowcy zaczęli krwawą eksterminację Polaków. Ks. Rutyna przeżył cudem, bo skrył się w kościelnych organach. Widział stamtąd, jak banderowcy zabijali organistę i jak włóczyli w kierunku rzeki ciężko pobitego proboszcza, którego już nigdy później nie zobaczył.
W 1945 roku z innymi niedobitkami i wygnańcami z Podola opuścił Buczacz i znalazł nową ojczyznę w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie był duszpasterzem przez 33 lata. Zapisał tam piękną kartę jako proboszcz, wychowawca młodzieży, opiekun i renowator zabytków, dobry człowiek, doradca w ludzkim nieszczęściu.
Po zakończonej służbie kapłańskiej na krótko trafił do domu księży emerytów w Opolu, by w roku 1990 wrócić do Buczacza i zacząć tam pracę od podstaw w oddanym właśnie społeczności polskiej zrujnowanym, zamienionym w składowisko koksu i kotłownię kościele farnym. Liczył wówczas 73 lata.