[23295451]

w lesie i ogrodzie. Proza.

Powietrze o poranku było chłodne i gęste. Nieprzeniknione
kłęby mgły ścieliły się nisko nad ziemią. Świerkowy las
kapiący kroplami rosy na krzewy i paprocie, nadawał okolicy
niewypowiedziany urok mglistej krainy. Słychać jednostajne
stukanie dzięcioła, szukającego owadów pod korą.
Na dole ścieli się wilgotny dywan jodeł. Na srebrnych brzozach
żółkną liście, dęby zaczynają tracić kruche brązowe okrycie.
W mchu lśnią jak klejnoty żółte nieśmiertelniki. Słychać szelest
robaczka ryjącego pod liśćmi kryjówkę, by wyjść z niej wiosną.
Rozwichrzone źdźbła trawy powiewają na wietrze, który nadleciał
potężny, uginając i wichrując, i pognał dalej z tryumfującym
świstem. Rozhuśtał gałęzie sosen , zatrzymał się w ogrodzie,
wzbijając piaskowe wiry na suchej ścieżce. Trawniki są jeszcze
zielone, ale astry gubią gdzieś swoje odcienie fioletu i jaśnieją
czystym różem. Ciemne chmury pełzają po niebie, na podobieństwo
przyczajonych bestii. Dnie stają się coraz krótsze, szybko nadchodzi
melancholijny zmierzch z zapachem dojrzewających jabłek.
Niebo , jakby podzielone.
Górna część w kolorze ciemnego, prawie czarnego granatu,
z przebłyskami żarzących się smug wieczornej czerwieni.
Dolna, aż po horyzont, mieni się ognistym złotem.
Wygląda to tak , jakby horyzont stał w płomieniach i powoli
zasuwał się, czarno granatową zasłoną chmur. Ostatnie ,
słabe błyski wchłania atramentowa ciemność.
Autor: Tessa50

(komentarze wyłączone)