Milego popoludnia...

Milego popoludnia...

Muzyka życia

Los śpiewa fugę w rozlicznych odcieniach,
która się stara swe dźwięki zamieniać
z tego co było, na to czego nie ma,
tworząc kontrapunkt pomiędzy dwiema
imitacjami intryg i waśni.

W tej polifonii głos cichnie i gaśnie,
choć w wokalizie siedzą wady nasze,
by stale dźwięczeć.
Lecz zdarza się czasem,
że coś zapomną i zaraz się śmieją.
Wtedy tonacje w harmonii się chwieją
i tworzą dźwięki bezsprzecznie pocieszne..


Na strunach skrzypiec też uczynki grzeszne,
szczególnie, gdy dotkną sfery niewinnej.
Ale po latach stają się już inne,
choć wciąż sękate, jak sztachety z płota.
Tu każda sztacheta to nasza głupota,
która powoli wiedzie do przyszłości

Spozieram w górę, gdzie ogrom jasności
i szczerze pragnę dotrzeć do niej wreszcie.
Ale czy spotkam tam przyjaźń nareszcie.
/?/