Mimo ogromnej popularności multipleksów miłośnicy tradycyjnych kin nie rezygnują. Chcą uratować stuletnie Tatry.
Tatry liczą sobie już wiek, ale budynek jest w fatalnym stanie - zniszczony i zawilgocony. Zimą kino działa wyłącznie w weekendy, bo koszty ogrzewania przewyższają dochód ze sprzedaży biletów. Choć na widowni w głównej sali jest 200 miejsc (mała od dawna nie działa), na filmy przychodzi kilkunastu stałych widzów. Takich, którzy lubią klimat starych kin i nie przeszkadza im, że Tatry niemal wyłącznie dogrywają tytuły niewyświetlane już gdzie indziej.
Kinem zajmuje się Dariusz Ambroszczyk, który przeszedł do Tatr cztery lata temu ze zlikwidowanego kina Oka. Jest szefem i jedynym pracownikiem zarazem. Sprzedaje bilety, wpuszcza na widownię i wyświetla filmy. - A także śpię tu, jem i pilnuję, żeby wszystkiego nie rozkradli - dodaje.