Kierowca wózka golfowego okazał się przemiłym panem, który zaproponował nam "safari" po polu.
Co za przeżycie! Meleks pędził po murawie, podskakując od czasu do czasu, a my próbowaliśmy "ustrzelić" ostrygojady.
Brak stabilnego podparcia, zmieniający się szybko kierunek światła, ptaki, które natychmiast zorientowały się, że na nie polujemy i postanowiły oddalić się dystyngowanym dyrdaczkiem - to tylko niektóre "atrakcje" tej jazdy. Uciechę mieliśmy ogromną, kierowca tego pojazdu zdaje się też, bo woził nas z wielki, zapałem, aż musieliśmy go hamować.