Stanęłam zdumiona. Niewielka kałuża, zazwyczaj ledwie widoczna wśród traw i trzcin, dzisiaj rozlewała się na okoliczne pola.
Skąd wzięła się ta woda, nie wiem. Nie padało porządnie od tygodni, nie ma tu żadnego rowu melioracyjnego (przynajmniej ja o nim nie wiem) ani połączenia z Biebrzą.
Zawsze jakieś ptactwo tapla się w wodzie, tyle że z racji odkrytego terenu nie sposób podejść bliżej, nie będąc niezauważonym.
Tym razem wypatrzyliśmy spore stadko batalionów, mnóstwo czajek, trochę kaczek i parę gęgaw.
Napasłam oczy z daleka.