W strugach deszczu przemierzała uliczki kamiennego miasta. Gdzieniegdzie przemykali zmoknięci tubylcy. Nagle bardziej poczuła niż zauważyła, że nie idzie sama. Wiedziała, w którą stronę się obrócić. I napotkała spojrzenie mądrych, brązowych oczu. Z czarnych włosów spływała mu woda. Uporczywie się jej przyglądał i wiedziała, że teraz wędrują razem. Nie zamienili ani słowa, a cały czas wiedziała, że są razem. Kiedy doszli do parkingu towarzysz wędrówki porozglądał się, wybrał najlepsze z możliwych auto do obsikania i merdając ogonem na pożegnanie zniknął w zaułkach miasta. Spotkanie to stało się jednym z piękniejszych prezentów pożegnalnych, jakie kiedykolwiek otrzymała.
/Ston-Peljesac-Chorwacja/
stasta2 2010-09-24
Jak rozumiem (a może i nie), pies był czarny. Przyjemnie jest pogłaskać takiego psa, którego sierść nagrzana jest słońcem:)
skam70 2010-09-24
Super ;-))))))) przepiekne zdjecie, a do tego to opowiadanie!!! Jestem pod wrazeniem... Gratuluje obu pomyslow!
jokato 2010-09-24
Smutno mi się zrobiło ...a nie mogło tak być z happy endem:)))
marth 2010-09-24
Merci, Peeping, że byłaś tak grzeczna
i wpuściłaś trochę świeżego powietrza!
Mam jakieś klaustrofobiczne fobie,
więc teraz poczułam się dobrze! :)
stasta2 2010-09-25
Mistrzem mowy to może nie jestem, ale bardzo mi smakują placki po węgiersku:)
boudika 2010-10-04
Myślę, że masz dar przyciąganioa ciekawych postaci. (Ale sobie posłodziłam teraz...);P