'Pewnego razu była sobie świeca. Patrzyła pomarańczową źrenicą na dziewczynę, która przy niej stała tak, jakby była Strażniczką Płomienia.
- Dlaczego Strażniczka wkłada palce w płomień? - myślała smutno świeca. - Nie chcę jej parzyć opuszek, ale nie potrafię ostudzić mojego ognia.
Świeca zastanawiała się, czy nie dałoby się poprosić wiatru o pomoc. Wiatr mógłby dmuchać na płomyk tak delikatnie, żeby go nie zdmuchnąć, a jedynie odsuwać od palców dziewczyny.
- Wietrzrzrzrze, Wietrzrzrzrze - wysyczała cichutko, ale przenikliwie świeca.
Wiatr usłyszał, jednak daremnie dobijał się do szyby. Okno było zamknięte na głucho. Strażniczka zadbała o to, żeby nie wszedł przez nie Świat, który mógłby zgasić świecę... '