'Czasami małe dziewczynki o smutnych i mądrych oczach budzą się rankiem i nagle, nie wiedząc dlaczego, czują że coś się zmieniło. Tak samo było z Marcjanną.
Siedziała długo w nocy, oparta o ścianę, z podkurczonymi nogami. Jej małe, zimne pięty w grubych, zielonych skarpetkach smyrały się w zamyśleniu o stare, błękitne bokserki, które wkładała na noc. Marcjanna oparła swoją śliczną, ostrą
bródkę na gładkich i ciepłych kolanach. Myślała o cieniach z księżyca. Lubiła ich srebrny zapach i szary szept na ścianach, gdy zaczynały się ścigać. Marcjanna słyszała coś jeszcze. Słyszała jak rosną jej włosy. Te włosy dla dorosłych. Na nogach i przedramionach. Nie była na nie zła. To mogło być nawet ciekawe i chyba trochę przyjemne. Jeszcze ich nie widziała, ale już czuła, że są i że zmieniają jej świat. Na przykład coraz dłużej patrzyła w okno i dotykała ust. Tato Marcjanny powiedział, że kiedyś, gdy będzie już duża, to złapie na te włoski spojrzenie Jednorożca. Ten dziwny, baśniowy stwór przybiegnie pewnej nocy, zwabiony ich cichym szumem, zapragnie ich dotykać i skubać miękkimi wargami. - A jak mi burknie w brzuchu i Jednorożec się spłoszy? - Dlatego musisz pić mleko i jeść kaszę mannę z malinowym sokiem.
Wtedy ci nie zaburczy - tak tato kładł ją do łóżka, drapał czasami w plecki, całował w czółko i mówił - a teraz czas na sen. Tak było i tym razem. Ponieważ księżyc był dzisiaj cały i świecił jak nakręcony, Marcjanna nie mogła zasnąć. Marcjanna lubiła księżyc. Dlatego siedziała cichutko, słuchając, jak rosną jej włoski. Cierpliwie czekała na to, aż zdarzy się Coś Co Czuła, Gdy Księżyc Się Cieszył. Marcjanna spojrzała do góry, na sufit. Z sufitu zwisały dwie krople. Jedna biała jak mleko, druga złota jak miód. Chichocząc rozmawiały: - Hej ho, chyba już czas. - Tak myślisz ? Jak dla mnie za wcześnie. - Może masz rację ? Ale jak już tu jesteśmy, to można by było już. Właściwie nie wiem. Ale wiesz, coś czuję, że spadamy. I krople spadły. - Plum ! - prosto w źrenice Marcjanny. Zrobiło się jakoś dziwnie. W głowie zawirowało, a w sercu coś się ruszyło. Marcjanna zrobiła się nowa. Poczuła ciepło w żebrach, jak wtedy, gdy brała prysznic, ale tym razem inaczej, bo w środku. I w środku coś pęczniało. Ciepło i słodko. Z malutkich dwóch piegów na piersiach, zaczęły rozkwitać kwiaty. Z lewej pachniała bzem a z prawej chryzantemami. Tak jak jesienią i wiosną, gdy obie pory roku leżą przytulone pod jabłonią. Marcjanna spojrzała w dół. Siedziała na łóżku i w nocy. Tato już ją podrapał. Miała zielone skarpetki i błękitne bokserki. Lubiła być kolorowa. Zaś dzisiaj do morskości dodały się jeszcze wonności i kwiatowości. Dwie miękkie kiście płatków. Były dość ciężkie
lecz miłe. - Chyba są moje - pomyślała Marcjanna. - Sprawiają mi przyjemność
tym swoim kołysaniem. W dodatku ładnie pachną. - Ciekawe, czy Jednorożce lubią
te kwiaty na mnie ? - Mhm - zamruczał jeden i dalej słuchał, jak włoski Marcjanny rosły. - Och, Jednorożcu ? Już jesteś ? - Marcjanna zdziwiona rozglądała się po pokoju, ale wszędzie widziała tylko rozbrykane cienie księżyca. - Ja jeszcze nie dorosłam. - A może to już ? -pomyślała i zapytała się w noc - Chciałbyś je troszkę poskubać ? - Mhm - zamruczał znów Jednorożec i dotknął chrapami łydki. Oddechem ciepłym jak słońce rozgarniał rosnące włoski, niczym letni wiatr czeszący złote zboże. A potem podniósł głowę. Spojrzał na zachwyconą Marcjannę pięknymi, niebieskimi jak woda oczami. I wtedy go zobaczyła. - To dziwne - pomyślała - nie mogę się przestać uśmiechać. Jednorożec powoli, bardzo powoli, zaczął skubać Marcjannę w płatki. Uważnie kręcił głową, żeby nie zranić jej swoim rogiem, koloru bitej śmietany i ostrym, jak czarna papryka. Marcjanna patrzyła jak urzeczona na esy floresy, wycinane przez długi róg na buzi srebrnego księżyca, który się rozkosznie uśmiechał. Czuła jak Jednorożec skubie raz bez, a drugi raz chryzantemę. Było to bardzo przyjemne. W całym pokoju pachniało i miękko od tego szumiało Marcjannie w głowie. Gdy Jednorożec zjadł wszystko, to z kwiatów zostały dwa małe wzgórki, pachnące miodem i mlekiem, białe, ze złotym poblaskiem i różowymi plamkami malinek, bo nie burknęło nic w brzuszku i Jednorożec nie uciekł. Po kwiatkopłatkowym posiłku Jednorożec mlasnął, uśmiechnął się i liznął Marcjannę w policzek, dając jej na całe życie najgładszą skórę na świecie. I znikł z cichutkim : - Mhm . Rano Marcjanna wstała i zobaczyła się w lustrze. - Oho -
powiedziała - coś się zmieniło, coś ze mnie nowego wyrosło. Marcjanna się
uśmiechnęła i założyła koszulkę w ogromne słoneczniki. - Pokażę to tylko temu, kto zgadnie skąd się wzięło. I poszła napić się mleka... '
Piotr Iwański
bajka, która wywołała burzę ... ;)))
art4u 2012-11-18
fajna bajka,ze wywołała burze to się nie dziwię .
boudika 2012-11-21
Z przejęciem czekalam aż okaże się, że to bajka o ojcu pedofilu ale na szczescie nie. :)
goglik 2012-11-21
chyba sniegowa burze ;))
pozderki