Jak prawie każdego wolnego dnia Bonifacy buszował w trawach, chaszczach i krzakach podpatrując cuda przyrody. Czasem tak się skupiał na jakiejś obserwacji że nie zwracał uwagi na to co się działo wokół niego. I tak właśnie było tym razem.
Bonifacy właśnie starał się pięknie uchwycić kwitnące ziarnopłony, wpatrzony w wizjer aparatu i pochylony nad kępką kwiatów nie zauważył że ktoś przysiadł nieopodal i obserwował go. Gdy podniósł wzrok znad kwiatów spostrzegł parę bardzo zaciekawionych oczów wpatrzonych w niego. Kilka kroków od niego w zielonej trawie siedział piękny czarny pies i z wielką uwagą wpatrywał się w Bonifacego. Pewno zastanawiał się co ten człowiek robi, przyjmuje tak dziwne pozy, kręci się , obraca, sapie i mruczy coś pod nosem.
Obserwator przyrody chciał się ładnie przywitać z nieznajomym psem więc powiedział
-Dzień dobry piesku.
Pies nie odpowiedział tylko podszedł do niego i zaczął węszyć. Bonifacy wyciągną rękę ale pies uskoczył w bok.
-Nie bój się
Powiedział Bonifacy i wyciągną do niego rękę. A pies powolutku podszedł, obwąchał dłoń i pozwolił się pogłaskać.
Potem chwilkę rozmawiali o tym że pies pomylił Bonifacego z pewnym niemiłym panem który złościł się na niego że ten biega po trawie. Rozmawiali o tym co widzieli ciekawego i o tym że niektórzy ludzie strasznie śmiecą. Potrafią przynieść nad rzekę czy do lasu ciężkie pełne butelki, puszki a jak je próżnią to nagle się okazuje że nie mają ich siły zabrać z powrotem, tych butelek i puszek oczywiście. A niektórzy rozbijają szklane butelki o kamienie, a potem inni kaleczą sobie łapki.
Na pożegnanie życzyli sobie miłego dnia i udanego spaceru, i każdy poszedł w swoją stronę bo dzień był piękny i ciepły więc miło się spacerowało w taki dzień.