****

****

Zbigniew Namysłowski urodził się kilka dni po wybuchu II wojny światowej, w pociągu, ewakuującym jego rodziców z Warszawy do Wilna. Fakt ten mocno zaważył na jego dzieciństwie.
W czasie okupacji został osierocony - mamę wywieziono do Stuthoff, gdzie zmarła, ojca zabrano do więzienia w Wilnie, z którego nigdy nie wrócił.
Zbyszek wychowywany był przez babkę, Julię Żeromską. Zadbała ona o muzyczną edukację Zbyszka po powrocie z Wilna do Polski.
To właśnie za sprawą babki, odbył się pierwszy muzyczny "test" Zbyszka. Pewnego razu w szatni filharmonii Julia poprosiła znajomego profesora, by sprawdził, czy jej sześcioletni wówczas wnuczek nadaje się na muzyka. Test wypadł pomyślnie.
Zbyszek został wysłany przez babcię do szkoły muzycznej do Krakowa. Ukończył tam klasę fortepianu.
Po powrocie w 1954 ponownie do Warszawy, kontynuował naukę w średniej szkole muzycznej, ale już w klasie wiolonczeli. Jednak i ten instrument nie miał stać się najważniejszym dla niego.
Zbigniew Namysłowski wspomina: "Byłem strasznie napalony na granie jazzu po pierwszym festiwalu sopockim, w którym brałem udział jako widz - i to nielegalny. Wdrapywaliśmy się na okienko w pawilonie, którego już nie ma, by oglądać, co tam się dzieje na scenie. I to mnie tak zmobilizowało, że w czasie wakacji, jeszcze w tym samym roku, zacząłem uczyć się na puzonie - sam. Jako puzonista byłem więc amatorem, ale nie amatorem-muzykiem, ponieważ cały czas byłem w szkole muzycznej, od siódmego roku życia, potem w średniej szkole muzycznej. Ten puzon był po to, żebym mógł grać jazz - tradycyjny oczywiście" (culture.pl).

https://www.youtube.com/watch?v=VIG6XAe8R6g

(komentarze wyłączone)