[16383652]

„NIGDY NIE UŚMIECHNĘŁO SIĘ DO MNIE DZIECKO”
W tym okresie urlopowym otrzymuję gorzki, ale szczery list od niepełnosprawnego. Zmusza mnie on do rozmyślań, jeśli nawet zmąci radość z urlopu. Pisze:
Znam odpowiedzi na mój los: „Zaakceptować, pogodzić się, cierpieć za innych”. To wszystko bezsens, kłamstwa zapakowane w watę. Wzrastałem w litości, a nie w miłości: „Ach jaki biedny! To dopiero okropne! I do tego jeszcze taki mały!” Ale mały człowiek urósł, a codziennie prowadzi się go jak owcę na rzeź, za każdym razem inaczej. Ciągle się na niego gapią i wytrzeszczają oczy. Czy może pan sobie wyobrazić dziecko, które nigdy nie miało się z kim bawić? Mam czterdzieści lat, nigdy nie znalazłem partnerki. Jestem też niemożliwy: zazdrosny, nieufny rozdrażniony, nie do zniesienia. A jaki by pan był na moim miejscu? Gdy kiedyś ktoś zechce mnie wysłuchać, wyładuję przed nim całą swoją złość: przede wszystkim na młode dziewczęta. Czymże zasłużyły na swe piękne twarze i nieskazitelne ciała? Nienawidzę małych dzieci. Czy pan wie, że jeszcze nigdy nie uśmiechnęło się do mnie dziecko?
Straszne wyznanie. Wzywa nas do rozmyślań i wielkiej wdzięczności, bo zdrowie to nie prawo, lecz dar. I wzywa nas do okazania wielkiego, gorącego serca tym, którzy cierpią tak bardzo i niezasłużenie.
10 lipca