Ta parka od jakiegoś czasu codziennie rano siada sobie w tym samym miejscu na tej samej gałęzi lipy rosnącej vis a vis mego okna. Czasami flirtują sobie wesoło dzieląc się obficie pocałunkami, czasem kłócą się zawzięcie. Bywa też że siedzą pogrążeni w smutku, zwłaszcza jak pogoda kiepska.
Dziś ona najwyraźniej go zaczepiała oczekując czułości, a on był chyba nie w sosie bo opędzał się od niej aż w końcu bezczelnie odfrunął. Chyba nie do innej?
Jakie to ludzkie!