To wszystko wraca... Z każdym dniem coraz więcej o tym myślę... Kłócę sie sama ze sobą o to, czy żałuje. Głośno mówię, że nie żałuję, bo przynajmniej się dowiedziałam ile to znaczyło dla reszty, dla osób, których to nie dotyczyło bezpośrednio, między innymi dla Ciebie, nadal znaczysz dla mnie więcej, niż pojąć moze moje serce, dziekuję za telefon nastepnego dnia rano...
Wszystko uległo zmianie... Nic nie będzie takie jak wcześniej. Zastanawiam się ciągle nad sensem mojego istnienia. Chciałabym uwierzyć w siebie. Uwierzyć w to, że to wydarzenie zapoczątkowało coś ważnego i dzięki temu się zmienię... Staram się, ale gdy idzie się samemu to wszystko wydaje się bezsensu... Przecież nie jestem sama, dlaczego nie potrafię dostrzec ludzi, którzy są JESZCZE przy mnie? Pewnie znów docenie to wszystko po stracie...
Czuję, a może raczej mam nadzieję, że to wszystko jeszcze nie jest stracone... Nie chcę tego skreślać... Haha mogłam o tym myśleć wcześniej, przecież już wszystko skreśliłam...
Nie chciałabym cofnąć czasu. Chciałabym tylko mieć tyle odwagi, żeby stanąć przed nią i porozmawiać. Dziś ja widziałam, uciekła od razu jak mnie dostrzegła... Wiedziałam, ze bedzie tamtędy przechodzić i dlatego tam czekałam...
Może powinnam to wszystko zostawić za sobą, pogodzić się z tym i nauczyć się z tym żyć, bo zapomnieć nie jestem w stanie. Może czas najwyższy zacząć wszystko od nowa?