żal o śnie
zwinięty w kłębek doczekuję końca nocy
w oczy wbija się brzask wołający by szukać pomocy
bliżej niż każda ze spadających gwiazd
bo życzenia nie spełniają się ot tak
dziwny świat tego nie tłumaczy
bierności jałowego pragnienia drzemiącego w genie
i nic poza. łykany prozak wylewany w prozach
pisanych od niechcenia więc nic dziwnego że nikt ich nie docenia
kolejny świt kolejny raz brzydzi smakiem wczorajszej kawy
mam dość zabawy a co dnia ciągnę tą grę
w jak cię złapię to cię zjem
przetrawię i tyle, nie kochasz mnie
wiem ale nie o to pretensje
one skierowane do mnie
za to że przytomnie zapomnę by żyć
utkwię na wysypisku własnego ego które już dawno
przestało być sprawą poważną czy wartą troski
taki typ nie boski
autodestrukcyjny, naiwnie silny w przeświadczeniu
że zniszczyć siebie trzeba w świata imieniu
nie zabić, szybka śmierć to konsekwencje
ktoś rozłoży ręce i powie - moja wina
a to nie prawda, sam chcę robić za własnego skurwysyna
szeroki uśmiech teraz
witam cię przed jutrem
jogurtem i bułką
goszczę
nie, dziś poszczę
tylko dym i kilka chwil
na to by być jak najmniej
tak cały dzień zmarnowany
na plany które są murem
do zrobienia czegokolwiek
tak stoję czekając na porządek
aż ktoś strzeli mnie w mordę
i powie że to nie moje zdrowie
bo na około 50 tysięcy wycenia mnie zus
więc muszę wstać i jawić
czyli śnić na jawie
że się zbawię
wypluwając kolejny kawałek płuc