sami samiusieńcy zatrzymaliśmy się okolo pół kilometra od języka lodowca.
Jedliśmy zupę Minestrone i kanapki z wędzonym indykiem. W zyciu nie jadłam równie dobrej i ciepłej ( ach ten kubek rozgrzewający palce!) zupy! :o)))
ewjo66 2016-07-25
nooo...to się dowiedziałam jaka była zupa...:-)
jak wcześniej pomyślałam o zupie....to np. z renifera...albo coś w ten deseń...
czytałam gdzieś, że Alaskańczycy są bardzo mięsożerni i jest tam bardzo duże spożycie mięsa, bo przeciętny mieszkaniec Alaski zjada ok. 0,5 kg mięsa dziennie...ile w tym do końca prawdy nie wiem...
siestala 2016-07-25
Myślę, ze z ty mięchem ( i rybami, rybami!!) to prawda. W miejscu, gdzie nie widziałam nawet przydomowego ogródka i nie ma na przykład drzew owocowych ( nic nie zdąży dojrzeć w krótkie lato), a wszystkie ( chyba, dodam na wszelki wypadek) owoce i jarzyny sprowadzane są z cieplejszych krain musisz polegać na mięchu i rybach- czyli tym, co masz lokalnie. Są miejscowe jagody i miód z ziół i dzikich kwiatków ( genialny!) i drób i jajka i fajny taki "polski" chleb ( czyli nie amerykańska gąbka). Ale halibuta i łososia mają najpyszniejszego! Do tego dają Ci na przykład fasolkę szparagową z puszki, którą omijasz odległym łukiem;o)