miasteczko-duch. Założone przez Martina Cohn'a ( który zmienił nazwisko na Nordegg) - niemieckiego geodetę, który odkrył tu złoża węgla. Rzecz miała miejsce w roku 1907 ( a więc w roku, w którym urodziła się moja Babcia ;) Dzięki zabiegom Martina firma dla której pracował, a potem także i zarząd powstających na zachodzie kolei zainwestowali w budowę infrastruktury w celu wybudowania i dalszego transportu czarnego złota. Martin, jako się rzekło był Niemcem, co w tym czasie było o tyle pechowe, że zaraz zaczęła się wojna ( pierwsza ze światowych) i Kanadyjczycy przystąpili doń tego samego dnia co Wielka Brytania ( nie, jak ich sąsiedzi z południa!) i tym samym nie tylko zabrali Martinowi pozycję szefa kopalni, potem także i pracę w tejże, ale koniec końców wykopali go z Kanady. Martin wrócił po wojnie, ale nigdy już nie odzyskał odebranych mu funkcji. Na otarcie łez nikt nie zmienił nazwy miasteczka wcześniej jeszcze nadanej na cześć założyciela. Miasteczko funkcjonowało i prosperowało mimo tragedii z lat czterdziestych, kiedy w wybuchu zginęło 29-ciu górników. Z początkiem lat pięćdziesiątych pożar zniszczył drewnianą wywrotnicę oraz pięć drewnianych budynków w których produkowano brykietki opałowe. Miasto zaciągnęło dług aby odbudować zniszczone elementy kopalni. Ten dług był pierwszą deską do trumny Nordegg. Kolejne, jak to zwykle z pechem bywa, nastąpiły po sobie jak strzały z broni- zmniejszyło się zapotrzebowanie na węgiel, wynaleziono technologię zastąpienia węgla w maszynach parowych ropą ...świat poszedł w inną stronę. W 1955 większość ludzi opuściła Nordegg, choć złoża nie zostały nigdy wyczerpane i kilka rodzin mieszka tam do dziś. Miasteczko jest z dala od głownej drogi. I tu niewielka anegdota. Wspomniałam, że telefony ( a i GPS) działają w tej częsci Kanady tak sobie. Siedziałam z mapą na kolanach, a mąż mój zatrzymał się na skrzyżowaniu i czekał moich dyrektyw. Droga, że dodam, po której nic nie jeździ ( czyli ruch : dwa samochody na godzinę). Z podporządkowanej podjechał do stopu ( po jego stronie) starszy, brodaty pan pick-upem. Mąż, nadal czekając, żebym się zdecydowała, czy mamy skręcić w lewo , czy w prawo, machnął mu, żeby jechał - wskazując też na mnie. Pan spojrzał ze świętym oburzeniem na mojego męża, pokazał znacząco palcem znak stopu i założył ręce! Skręciliśmy w prawo ( czyli źle) tylko po to, żeby ten pan nie stał i nie czekał. Wnoszę z tego, że Kanadyjczycy lubią ład i szanują prawo, choć troszkę są sztywniacy;) ( mieliśmy tego i inne przykłady)
halka 2017-10-03
Czyli "dzika Kanada"...ale ja taką lubię:)
Kiedy jesteśmy gdzieś w Ameryce i Ktoś popatrzy na numery rejestracyjne samochodu, to pyta gdzie jest to Ontario? - mówimy,że to prowincja Kanady. A,to tam gdzie jest tak zimno i mieszkają białe niedźwiedzie:)
krycha2 2017-10-03
Ciekawa historia...miejsca nam zupełnie nieznane tym zdają się ciekawsze i chętnie czytam...Miejsce ze zdjęcia ciekawe...zadbane...gdyby nie puste okna miałoby się wrażenie zaludnionego..
siestala 2017-10-03
:) Halinko:) ja już przestałam poprawiać jak ktoś myli Polske z Holandią i pyta, czy fajnie wychować się w kraju, gdzie marycha jest zalegalizowana.